Jaki jest sens europeizować się, skoro sama Europa się „deeuropeizuje”?
01.08.2018 13:53 GOSC.PL
Prezydent Turcji Recep Erdogan zapowiedział ostatnio, że jego kraj chce dołączyć do grupy BRICS, na którą składają się Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i Afryka Południowa. Informacja ta nie została specjalnie zauważona w Polsce. Ale jeśli życzenie prezydenta Turcji się spełni, jego kraj dołączy do najszybciej rozwijającego się bloku gospodarczego na świecie. Będzie to też dopełnienie geopolitycznego zwrotu Ankary. Zwrotu z Zachodu na Wschód. Turcja pogłębia współpracę z szybko rozwijającymi się krajami Azji i Ameryki Południowej, jednocześnie wyraźnie rezygnując z poważniejszej integracji z Europą.
Działanie Turcji jest w pełni zrozumiałe. Chiny, Indie czy Rosja to gospodarcze giganty, w dodatku coraz pewniej rozpychające się na światowym rynku. W tym samym czasie Europa traci swoje gospodarcze znaczenie na świecie. Centrum światowej gospodarki coraz wyraźniej przenosi się z Atlantyku na Pacyfik. W dodatku Unia Europejska od lat nie potrafi wyjść z kryzysu gospodarczego, wpychającego masy młodych Europejczyków w biedę i bezrobocie. Za kryzysem gospodarczym kroczy też wyraźnie kryzys mentalny. Europejczycy przestali cenić swoje korzenie, przedkładając nad nie miałki multikulturalizm.
Wątpliwości co do współczesnej Europy zaczęli mieć także zwykli Polacy. Po hasłem „wartości europejskich” można już w Polsce zmobilizować tylko niewielkie grupy ludzi w wieku powyżej średnim. Jednak polskie elity wolniej niż reszta narodu nadążają za zmianami na świecie. Dopiero niedawno zaczęto interesować się współpracą gospodarczą z Afryką czy Azją. Dopiero niedawno szerzej dyskutuje się o udziale w chińskim projekcie Nowego Jedwabnego Szlaku. Dopiero niedawno na serio wzięto się za rozwijanie współpracy we własnym regionie w takich inicjatywach jak Grupa Wyszehradzka czy Trójmorze.
Ekonomiczne korzyści dla Polski z integracji europejskiej powoli się wyczerpują. Zostanie peryferiami peryferii świata nie jest ciekawą perspektywą. Entuzjaści pogłębiania integracji Polski z „jądrem Europy” mówią więc coraz częściej o kwestiach cywilizacyjnych. Przyjęcie Polski do UE porównują do przyjęcia przez Polskę chrześcijaństwa. Ale jaki jest dziś stan chrześcijaństwa w krajach mieniących się „jądrem Unii”? Chrześcijaństwo rozwija się dziś w Ameryce czy Afryce, nie w Niemczech czy Francji. Nawet serce Kościoła zaczyna dzisiaj bić poza Europą.
Jeśli spojrzeć na naukowe opracowania dotyczące przyszłości świata, to perspektywy Europy nie są najlepsze. Proces utraty znaczenia politycznego, militarnego, gospodarczego, demograficznego czy cywilizacyjnego naszego kontynentu na świecie będzie się tylko pogłębiał. Dlatego też proces reorientacji swojego proeuropejskiego kursu zaczęły na początku XXI wieku Rosja czy Turcja. Od swoich europejskich powiązań kulturowych i politycznych zaczyna też coraz bardziej odcinać się Ameryka. Czy w związku z tym polskie elity mają jakąś alternatywę dla kursu „europejskiego”?
Bartosz Bartczak