Przywódcy USA i Rosji mogli w Helsinkach doprowadzić do pewnego „dealu”.
Prezydentowi USA zarzucano w ojczyźnie zbyt łagodne podejście do rosyjskiego przywódcy. Poważnym zgrzytem podczas spotkanie z pewnością była kwestia ingerencji Rosjan w amerykańskie wybory. Donald Trump zdawał się stawiać zapewnienia Władimira Putina o rosyjskiej niewinności ponad ustalenia amerykańskich służb. Ale od kwestii wyborów czy polityki międzynarodowej ważniejsza mogła być inna sprawa. Mógł nią być „deal” gazowy.
Donald Trump już przed wizytą w Helsinkach przypominał, że Rosja i USA są rywalami na rynku gazu ziemnego. Mimo to właśnie w tym obszarze interesy obu mocarstw mogą okazać się zbieżne. Każdemu eksporterowi surowca zależy na jak najwyższej jego cenie. A eksporterami gazu ziemnego są zarówno USA, jak i Rosja. Obu tym krajom może wyjątkowo zależeć na wzroście cen tego surowca z powodów nie tylko rynkowych. Dla Rosji dochody z jego eksportu stanowią ważną pozycję w budżecie kraju. Stany Zjednoczone wydobywają zaś gaz głównie z łupków. Ta metoda jest opłacalna dopiero powyżej określonej ceny za metr sześcienny tego surowca.
Dlatego Trump i Putin mogli dogadać się w Helsinkach w sprawie, na której mogą zyskać oba mocarstwa - w kwestii Iranu. A dokładniej, w kwestii ponownego wypchnięcia tego kraju z rynku surowcowego. Nie od dzisiaj wiadomo, że Amerykanie chcieliby osłabić możliwości Teheranu sankcjami gospodarczymi. Dlatego też wyszli z porozumienia atomowego z Irańczykami. A Rosjanie mogą Amerykanom w ich planach pomóc bez wielkiego ryzyka. Wystarczy, że Rosja nie włączy się zbyt aktywnie w próby ratowania porozumienia atomowego z Iranem przez kraje europejskie. Bez tego europejskie plany spalą na panewce.
USA i Rosja mogą dzięki temu zyskać nie tylko gospodarczo, ale i politycznie. Z osłabienia Iranu ucieszą się sojusznicy Ameryki, czyli Izrael i Arabia Saudyjska. Saudyjczycy mogą być dodatkowo wdzięczni Trumpowi za wzrost cen ropy i gazu po osłabieniu pozycji Iranu na tym rynku. Także Władimir Putin może zasłużyć na wdzięczność tych dwóch krajów. Jednocześnie wzrośnie pozycja Moskwy względem jej sojuszników na Bliskim Wschodzie. Po osłabieniu Irańczyków to właśnie Rosja stanie się główną podporą reżimu w Syrii. A słabszy Iran z pewnością będzie musiał być bardziej spolegliwy względem Rosjan.
Kto więc straci na możliwym „dealu” Trumpa i Putina? Z pewnością odbiorcy surowców. Nie tylko gazu ziemnego, ale i ropy naftowej. Skuteczne sankcje nałożone na Iran, eksportera tych dwóch surowców, mogą znacząco podnieść ich cenę na światowych rynkach. A to może przełożyć się oczywiście na wzrost cen paliw na stacjach benzynowych. Jeśli więc Trump i Putin rzeczywiście zawarli w Helsinkach jakiś „deal”, to może on się odbić na naszych portfelach. I jeśli potwierdziłaby się prawdziwość pohelsińskich spekulacji, to z efektów amerykańsko-rosyjskiego szczytu Polacy rzeczywiście nie powinni być zadowoleni.
Bartosz Bartczak