Czy z terenu, który nie jest duszpasterską sielanką, można wysyłać na oazę ponad 70 młodych? Jak dotrzeć z Ewangelią do najbardziej samotnego pokolenia w historii?
Trzeba zejść do młodych, na płaszczyznę ich pasji, do ich świata. Co wcale nie znaczy, że mam udawać ich kumpla – mówi ks. Adrian Chojnicki.
henryk przondziono /foto gość
– Prowadziłem rekolekcje dla pewnej szkoły – wspomina ks. Adrian Chojnicki (wikary w Katowicach-Piotrowicach). – Na 55 osób do spowiedzi poszły dwie, w tym jeden oazowicz. Trzeciego dnia wziąłem ich na wycieczkę do krakowskich Łagiewnik. W autokarze… wyspowiadałem kilkanaście osób. Dlaczego? Bo rozmawiałem z nimi indywidualnie, proponowałem: „Chcesz doświadczyć Bożego miłosierdzia? Pan Bóg chce ci wszystko przebaczyć”. Głoszenie Dobrej Nowiny młodym skutkuje w chwili, gdy zaczynam z nimi indywidualnie rozmawiać. Kiedyś na spotkaniu dla bierzmowańców zaczepiłem pięciu chłopaków. „Chodźcie, spowiadamy się. Jedziemy po kolei”. Wyspowiadali się. Oni są w swych domach bardzo samotni i czekają na to, aż ktoś ich zauważy i do nich wyjdzie.
Jeden na jeden
Gdy głoszę w szkole Ewangelię i dostrzegam, że coś się w kimś dzieje, wyłapuję tę osobę, podchodzę i zaczynam rozmawiać – opowiada ks. Chojnicki. – Zagaduję ich, a oni często otwierają przede mną serce. Trzeba zejść do młodych, na płaszczyznę ich pasji, do ich świata. Co wcale nie znaczy, że jako ksiądz mam poklepywać ich familiarnie po ramieniu i udawać ich kumpla. Na oazie mamy kilkadziesiąt osób. Przyszły przede wszystkim dlatego, że szukały relacji. Same o tym mówią. Na tym zresztą polega duszpasterski fenomen kursów Alpha. To budowanie relacji przy stoliku przez 10 tygodni. Ludzie tak się ze sobą związują, że sami szukają potem wspólnoty. Mamy ośmiu animatorów. Przez pierwszy rok spotykaliśmy się tydzień w tydzień. Na formacji, budowaniu relacji, modlitwie. Staraliśmy się stworzyć sieć, ekipę ludzi, na których można polegać. Po latach widać, że przynosi to owoce.
Jestem pewien, że kluczem do pracy z młodymi są relacje. Oni sami przyciągają na oazę swoich rówieśników. Konkretny przykład? Mam zastępstwo w trudnej klasie. Niemal nikt nie uważa. Widzę jedną osobę, która reaguje inaczej. Podchodzę: „Przyjdziesz na oazę?”. „Chętnie”. Przyszła. Przyciągnęła kolejne cztery osoby. Gdybym zapytał klasę: „Kto chciałby przyjść na oazę?”, nie byłoby żadnego odzewu. Podobnie jest z wezwaniem do spowiedzi na wielkich ewangelizacyjnych imprezach. Młodzi wstydzą się kolegów, boją się klasowego linczu (szyderka, ironia na Facebooku). Wszystko zmienia się, gdy podejdziemy do nich indywidualnie.
Teraz ja!
– Niebezpieczny stan, w którym znajduje się dziś młodzież? Oni nie szukają w tekście biblijnym prawdy. Szukają siebie – podsumowuje Josh McDowell. – Uważają, że prawda jest tylko osobistą opinią. „Jeśli coś jest prawdą dla ciebie, to świetnie, ale to nie jest prawdą dla mnie” – mówią. Aż 89 proc. młodych chrześcijan w USA twierdzi, że jedynym sposobem na poznanie prawdy jest sprawdzenie, czy „to działa”. Nie dlatego, że tak mówi Biblia czy Kościół. Oni pytają: jaki to ma wpływ na moje życie? – Gdy uczyłem w szkole muzycznej, a uczniowie grali koncert, jechałem do nich. Chwaliłem: „Świetnie wam idzie!”. I zanim oni po koncercie podeszli do kumpli, szli do mnie i mówili: „Dziękuję, że ksiądz przyszedł” – opowiada ks. Michał Misiak z Łodzi. – Gdy uczyłem w zawodówce, jeździłem na zawody, w których brali udział moi uczniowie. Siedziałem na trybunach, czasem jako jedyny dorosły, i gorąco im kibicowałem.
Marcin Jakimowicz