O skandalu mycia nóg i lustereczku, które powie prawdę, z o. Mateuszem Kosiorem OP rozmawia Marcin Jakimowicz.
Pierwsza reakcja, gdy dowiedział się Ojciec, że zajmie się gigantycznym logistycznym wydarzeniem?
Prowincjał zadzwonił, gdy byłem z dzieciakami na wycieczce w Kazimierzu Dolnym. Odebrałem telefon i zbladłem. Wychodziłem akurat z kościoła franciszkanów i mój wzrok spoczął na słowach plakatu lednickiego, który tam wisiał: „Idź i kochaj”. Zgodziłem się.
Od lat słyszę narzekania na temat podobnych eventów. Że to niepogłębione, płyciutkie, angażujące emocje. Bronicie się przed taką krytyką?
Po co? Jestem przykładem na to, że takie eventy działają. I pytam: co to znaczy „angażujące emocje”? To źle? Jesteśmy integralni i nie można przecież nagle z modlitwy wyłączyć emocji. Zapewniam, że gdy Jezus karmił pięciotysięczny tłum, panowały emocje…
…większe, niż gdyby Legia odbierała w niedzielę puchar na stadionie „Kolejorza”…
Tak jest! (śmiech) Nie dyskutujemy z krytykami. Robimy swoje. Lednica jest świadomym wyborem Chrystusa. Przepraszam, co tu nie jest „pogłębione? Msza Święta? Spowiedź? Adoracja?
„To najbardziej samotne pokolenie w historii” – słyszę od socjologów. Młodzi muszą od czasu do czasu zobaczyć tłum rówieśników uwielbiających Boga? Poczuć, że nie są dziwakami?
Doświadczenie Kościoła polega na tym, że jesteśmy razem. Nie działamy w pojedynkę. Ileż razy ci młodzi słyszeli: „jesteście słabi”, „nic z was nie będzie”. Najwyższa pora, by usłyszeli: jesteście wspaniali, kreatywni. Zobaczcie, ilu podobnych do was jest tutaj! Jan Paweł II mówił, że przyszłość należy do tych, którzy zdołają przekazać młodemu pokoleniu motywy życia i nadziei. Staramy się to robić…