O skandalu mycia nóg i lustereczku, które powie prawdę, z o. Mateuszem Kosiorem OP rozmawia Marcin Jakimowicz.
A da się opisać to, co wydarzyło się przed laty, gdy młodziutki Mateusz przyjechał na Lednicę? Podobno to tu odkrył Ojciec powołanie?
Przyjechałem jako zmieszany i zbuntowany nastolatek. Nie bardzo wiedziałem, gdzie jestem i czego wszyscy ode mnie chcą. Byłem przekonany, że jedziemy na spotkanie z papieżem. Wywieźli mnie w pole. Dosłownie! Gdzieś w dali łaził ubrany na biało człowiek. Byłem święcie przekonany, że to Jan Paweł II, bo jego twarz wyświetlana była na telebimach. Okazało się jednak, że to „tylko” Jan Góra. (śmiech) Ktoś mi powiedział: idź do spowiedzi. Posłuchałem. Do dziś uważam, że „pole spowiedzi” to najważniejsze miejsce na Lednicy. To tu dokonują się cuda. Nie wiem, kim był ksiądz, który mnie spowiadał, nie pamiętam nawet jego twarzy. Wiem, że był to święty człowiek. Nikt dotąd tak do mnie i o mnie nie mówił. Wiedziałem, że mówi sam Jezus. Pamiętam jeszcze jedynie adorację, nic więcej. Tak „siekło” mnie to słowo. Słowa o bezwarunkowej miłości rezonują we mnie do dziś. Po tylu latach! To najważniejszy komunikat, który chcemy przekazać młodym.
– Do dziś uważam, że „pole spowiedzi” to najważniejsze miejsce na Lednicy. To tu dokonują się cuda – mówi o. Kosior.
józef wolny /foto gość
Chcecie im przypomnieć, że zapadliśmy na chorobę Koziołka Matołka: bo po szerokim szukamy świecie tego, co jest bardzo blisko? Jesteśmy w mieście, o którym nieprzypadkowo śpiewa się: „ezoteryczny Poznań”.
Szukamy i szukamy, a Bóg jest... w nas. Nasze ciała są świątyniami, jesteśmy na Jego obraz i podobieństwo. Czy można tego doświadczyć? Wierzę, że tak. Co więcej: wierzę, że przestrzenią, w której się to dokona, jest Lednica.
Pokolenie, które nieustannie robi sobie selfie, będzie mogło spojrzeć sobie w twarz?
Rozdamy młodym „zwierciadła prawdziwego spojrzenia”. Będą mieli okazję, by spojrzeć w lustro, na którym naszkicowana jest twarz Jezusa. Po to, by w Jego rysach rozpoznać własne.
I odkryć, że niczego im nie brakuje?
Wszystko już mają. Mają Jego obecność, miłość. W czasie spotkania będziemy śpiewali niezwykłą pieśń, do której słowa napisał pewien mały chłopiec: „Panie Jezu, jesteś. Panie Jezu, jestem”. To wystarczy. To kwintesencja tego spotkania.
Słyszałem głosy, że na Lednicę przyjeżdża „grzeczna” młodzież z duszpasterstw…
Nieprawda. Jestem tego najlepszym dowodem. Przyjeżdża sporo ludzi zbuntowanych, zranionych, szukających. Dla nich to często pierwsze od lat spotkanie z żywym Kościołem.
„Nie sposób wyobrazić sobie Lednicy bez Jana Pawła II” – opowiadał mi o. Jan Góra. Można wyobrazić sobie Lednicę bez Góry?
Janowi Pawłowi chodziło o Chrystusa, Janowi Górze chodziło o Chrystusa, nam też o Niego chodzi. Lednica będzie trwała dopóty, dopóki organizatorom będzie chodziło wyłącznie o Niego. To jest testament Jana Góry. Ten człowiek ma teraz o niebo większe możliwości manewru i więcej roboty do zrobienia niż wcześniej. I jak już mówiłem, wywiązuje się z zadania. (śmiech)