Ostatnio coraz więcej zdarzeń zmusza nas do przemyślenia naszego zaangażowania w głębszą integrację europejską.
07.06.2018 14:54 GOSC.PL
Wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie „małżeństwa” Rumuna i Amerykanina wywołał konsternację w Polsce. Unia Europejska miała nie narzucać rozwiązań obyczajowych. Tymczasem trybunał próbuje robić wyłom w prawie kraju członkowskiego do normalnej definicji małżeństwa.
Nie mniejszą konsternację wywołują propozycje nowego budżetu Unii Europejskiej. Realne staje się coś, o czym byliśmy ostrzegani w momencie wchodzenia do Unii. W miarę bogacenia się naszego kraju i jednoczesnego ubożenia Europy południowej, możemy liczyć na coraz mniej środków europejskich.
Od kilku lat konsternację wywołują próby mieszania się Brukseli w wewnętrzne sprawy Polski. Niektórzy przedstawiciele unijnej biurokracji uzurpują sobie prawo do decydowania o tym, jak ma wyglądać chociażby wymiar sprawiedliwości w Polsce. W tym wypadku dochodzi nawet do takich kuriozów, jak ingerencja w … wiek emerytalny sędziów.
Do konsternacji z powodu współpracy energetycznej wielu krajów zachodnioeuropejskich z naruszającą zasady współżycia narodów Rosją, zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Ale w sukurs łamiącym zasady solidarności krajom przyszła niedawno Komisja Europejska. Komisja nie nałożyła żadnej kary na Gazprom, wykorzystujący swoją monopolistyczną pozycję przeciwko krajom środkowoeuropejskim.
Konsternację chcą chyba wywołać polscy politycy zabiegający o wejście Polski do strefy euro. Włochów, posługujących się euro, niektórzy eurokraci chcieliby nauczać, jak mają właściwie głosować. A chodzi o to, że rządy we Włoszech obejmują ludzie, którym nie podobają się zasady funkcjonowania wspólnej waluty. Zasady, które pozwalają bogacić się Niemcom kosztem innych narodów.
Unia Europejska daje ostatnio dużo powodów do konsternacji. A wszystko wskazuje na to, że jeszcze nieraz będziemy łapać się za głowę. Możemy być świadkami przymusowego osiedlania imigrantów w krajach sobie tego nie życzących. Albo dostosowanie podatków i regulacji do najgorzej rozwijających się państw Europy (jak Francja), aby zmniejszyć konkurencję. Albo wojny gospodarczej wypowiedzianej Ameryce.
Skoro rzeczywistość coraz bardziej zaczyna przypominać czarne wizje eurosceptyków, to czy euroentuzjazm jest jeszcze uzasadniony? Skoro brukselska biurokracja uzurpuje sobie coraz więcej władzy kosztem państw narodowych, to czy możemy jeszcze mówić o naszym wpływie na unijną rzeczywistość? Skoro nasza współpraca gospodarcza z Niemcami rośnie mimo pozostawania poza strefą euro, to musimy do niej należeć? Czy nie powinniśmy w związku z tym przemyśleć naszego zaangażowania w głębszą integrację europejską?
Bartosz Bartczak