Żona prezydenta Poznania Joanna Jaśkowiak w trakcie ubiegłorocznej demonstracji, komentując sytuację w kraju, powiedziała "jestem wk...wiona". W środę poznański sąd za publiczne użycie słów "uznawanych za wulgarne" wymierzył jej karę 1 tys. zł grzywny.
Postanowienie sądu nie jest prawomocne.
Żona prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka - Joanna, w swojej przemowie w trakcie demonstracji 8 marca ub. roku, powiedziała: "jestem wk...wiona". Po tej wypowiedzi anonimowa osoba poczuła się urażona "wulgarnymi słowami" i zgłosiła sprawę policji.
W styczniu tego roku Jaśkowiak została wezwana na komisariat i przesłuchana "w charakterze osoby, co do której istnieje uzasadniona podstawa do skierowania wniosku w sprawie o wykroczenie z art. 141 kodeksu wykroczeń", czyli artykułu, który mówi: że "kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1,5 tys. zł albo karze nagany". Po przesłuchaniu Jaśkowiak mówiła mediom, że nie wypiera się i nie wstydzi tego, co powiedziała. "Wyraziłam swoje uczucia i myślę, że wyraziłam również uczucia innych osób" - mówiła.
Policja postanowiła skierować jednak do sądu wniosek o jej ukaranie. Według funkcjonariuszy, słowa jakich użyła Jaśkowiak wypowiedziane były "świadomie i z premedytacją".
Sprawa Joanny Jaśkowiak przed poznańskim sądem rozpoczęła się w kwietniu. W środę sąd uznał żonę prezydenta Poznania za winną popełnienia wykroczenia i wymierzył jej karę grzywny w wysokości 1 tys. zł.
Sędzia Marta Zaidlewicz podkreśliła w uzasadnieniu, że "przeprowadzone postępowanie dowodowe niezbicie wykazało sprawstwo i winę obwinionej".
Zdaniem sądu "bezdyskusyjny i oczywisty" był fakt, że słowa, jakich użyła Jaśkowiak, były nieprzyzwoite. Jak mówiła, "choć normy obyczajowe zmieniają się, bez wątpienia nie w tym zakresie - te słowa nadal są wielce nieprzyzwoite i niezgodne z panującymi normami obyczajowymi, z etykietą. Nie sposób sobie wyobrazić powszechne używanie tych słów np. w wystąpieniach publicznych, urzędach, parlamencie, sądzie, w szkołach, w kancelarii notarialnej. Sąd nie miał żadnych wątpliwości, że słowa użyte przez obwinioną były nieprzyzwoite" - podkreśliła sędzia.
Dodała, że także powołany w sprawie biegły językoznawca nie miał wątpliwości, co do oceny wypowiedzianych przez Jaśkowiak słów, "wskazując, że są to słowa o najwyższym stopniu wulgarności" - podkreśliła sędzia Zaidlewicz. "Słowa te, jako wykładnik agresji werbalnej, łamią reguły polskiego savoir vivre językowego i polskiej tradycji językowej" - zaznaczyła.
Obrońca obwinionej, adw. Agata Celmer powiedziała mediom po rozprawie, że zupełnie nie zgadza się z postanowieniem sądu i wymierzoną karą. Zapowiedziała złożenie apelacji.
Zgromadzenie, które odbyło się 8 marca w Poznaniu, było częścią Międzynarodowego Strajku Kobiet zorganizowanego w kilkudziesięciu miastach Polski i za granicą. Jaśkowiak, wraz z ok. 2 tys. zgromadzonych wówczas na placu Wolności, domagała się m.in. respektowania praw kobiet, w tym swobodnego dostępu do nowoczesnej antykoncepcji, in vitro i badań prenatalnych, a także zachowywania standardów opieki okołoporodowej. Jaśkowiak mówiła wówczas do zgromadzonych: "Nie jestem tu przez przypadek, nie jestem tu nieświadomie, nikt mnie nie zmanipulował, a tym bardziej nie zmusił do przyjścia. Jestem tu w pełni świadomie i w związku z tym chcę powiedzieć +nie+ pewnym rzeczom. Od czasu, gdy panuje nam +dobra zmiana+, budzą się we mnie różne uczucia i tymi uczuciami chciałabym się dzisiaj przede wszystkim z kobietami podzielić. Najpierw było to zdziwienie, później zaskoczenie, oburzenie, niedowierzanie, złość, wściekłość i ostatecznie brakuje mi słów i chyba tylko jedno, małe cenzuralne: wk...w. Jestem wk...wiona" - po tych słowach Jaśkowiak zgromadzeni zaczęli bić brawa.