Wygląda na to, że kryzys polityczny na Słowacji obali jednego z najpotężniejszych polityków w Europie Środkowej, Roberta Fico. Jest on w pewien sposób symbolem zawiłości polityki naszego regionu.
Słowacja znalazła się na ustach całej Europy. Zabójstwo dziennikarza śledczego Jana Kuciaka i jego narzeczonej wzburzyło nie tylko zwykłych Słowaków, ale i większość europejskich polityków. Kuciak pisał o działalności włoskich siatek przestępczych na Słowacji. I to właśnie ten fakt wydaje się być najbardziej prawdopodobnym powodem jego śmierci. Wypływające przy okazji informacje o niejasnych powiązaniach obozu rządowego podmywają pozycję Roberta Fico. Jego pozycja wydawała się dotychczas niezwykle silna, nawet na tle naszego regionu Europy. Premier Fico już zapowiedział dymisję, jeśli utrzymana była by obecna koalicja. Mówi się też o przyśpieszonych wyborach.
Kryzys polityczny na Słowacji odsłania nam bardzo niezwykły układ polityczny w tym kraju. Dość powiedzieć, że nominalnie socjaldemokratyczna partia SMER-SD rządzi w koalicji z nacjonalistyczną partią SNS i liberalną partią mniejszości węgierskiej Most-Hid. W słowackim parlamencie znajdują się jeszcze cztery inne partie. Ale nad całą słowacką polityką unosił się do tej pory wielki cień Roberta Fico. Piastował on stanowisko premiera swojego kraju w sumie przez 10 lat. Takim wynikiem w regionie może się chyba pochwalić tylko Wiktor Orban. Wygląda jednak na to, że czas słowackiego premiera dobiega końca.
Można powiedzieć, że kariera Roberta Fico zaczęła się jeszcze w 1987 r., kiedy został on przyjęty Komunistycznej Partii Czechosłowacji. W 1992 r. został po raz pierwszy posłem z ramienia postkomunistycznej Partii Lewicy Demokratycznej (SDL). W 1999 r. odszedł ze starej partii i stworzył swoją własną. Jego SMER, czyli po słowacku kierunek, przyjął profil socjaldemokratyczny. Krytykując niepopularne reformy Miklasa Dzurindy, SMER wygrał już swoje pierwsze wybory. Jednak Fico nie zdołał wtedy sformować jeszcze rządu. Na fotel premiera musiał czekać do 2006 r.
Pierwszy rząd Roberta Fico składał się nie tylko z polityków SMER, ale także z przedstawicieli nacjonalistów z SNS i populistów z HZDS. Za koalicję z nacjonalistami partia Fico został czasowa zawieszona w prawach członka Partii Europejskich Socjalistów. Nieco prawicowy rys okazał się jednak charakterystyczny dla dominującej partii na słowackiej lewicy. W 2014 r. SMER poparł wpisanie do konstytucji definicji małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny. A w 2012 r. Fico nie wahał się ponownie wejść w koalicję z SNS, a w czasie kryzysu imigracyjnego prezentował negatywne stanowisko wobec projektów relokacji imigrantów.
Prawdopodobny koniec Roberta Fico wcale nie musi oznaczać końca SMER, ani tym bardziej jakiegoś przechyłu ideologicznego. Wręcz przeciwnie, opozycja zdominowana jest przez partie prawicowe, często bardzo mocno konserwatywne i eurosceptyczne. Żadna jednak z nich nie stała się jeszcze liderem opozycji. Podobne poparcie notują pozostające w europarlamencie w jednej grupie politycznej z PiS liberalna partia SaS i konserwatywna partia OL’aNO, nacjonalistyczna partia SNS, skrajnie nacjonalistyczna partia Kotleba-L’SNS i populistyczna partia Sme Rodina. Do parlamentu mogą też wejść chadecka KDH i reprezentująca mniejszość węgierską Most-Hid.
Słowacja znalazła się obecnie w kryzysie politycznym. I nie wydaje się, aby zmieniły coś przyspieszone wybory. Najlepszy wydaje się wariant rezygnacji Roberta Fico przy jednoczesnym pozostaniu starej koalicji u steru władzy. Kryzys polityczny wywołany zabójstwem dziennikarza jednak unaocznił problemy naszego południowego sąsiada. Jak na ironię, podobnie jest u starszych braci Słowaków, czyli Czechów. Nad Wełtawą rządzi obecnie premier bez większości parlamentarnej, za to z zarzutami korupcyjnymi. Może więc nasi południowi sąsiedzi czekają na swoją wersję Wiktora Orbana, który zbierze ich oczekiwania do kupy i pchnie te kraje w jasno zdefiniowanym kierunku.