Osoby domagające się "białej Europy" są równie niepoważne jak osoby domagające się "Europy tęczowej".
„Nie chcę być biały”. Takie zdanie pojawiło się w „National Geographic” w jednym z reportaży o amerykańskiej szkole. Bycie białym znaczyło tam tyle, co bycie nudnym, zadufanym w sobie i wiszącym na pieniądzach rodziców. Gdyby ktoś chciał wyjść poza europejski grajdołek, zauważyłby, że w dzisiejszym świecie „biały człowiek” jest synonimem człowieka bezdzietnego, niewierzącego, strachliwego i dającego naciągnąć się na rozdawanie swoich pieniędzy. Dlaczego więc narodowcy, który odrzucają bezdzietność, brak wiary, strachliwość czy naiwność ekonomiczną, mieliby chcieć „białej” Polski?
Napominanie tych Polaków, którzy nie widzą nic złego w hasłach o „białej Europie” czy innych „etnicznościach”, niewiele da. Ważniejsze jest wytłumaczenie im, że te hasła są równie głupie jak te głoszone przez znienawidzonych przez nich lewaków. Hasła na temat zarówno „białej", jak i „tęczowej" Europy są równie głupie. Europa jest przede wszystkim chrześcijańska. A chrześcijaństwo nie jest ani białe, ani tęczowe. To tradycja, wiara, historia, kultura czy język tworzą tożsamość człowieka, a nie rasa, krew czy preferencje seksualne.
Największą głupotą jest jednak tolerancja dla białego rasizmu w polskim obozie narodowym. Osoby szermujące hasłami o wyższości białej rasy często uważały Polaków za rasę niższą. A i dzisiaj wiele sił politycznych w Europie, które są uważane przez polskich narodowców za sojuszników, nienawidzi polskich imigrantów na równi z imigrantami z Afryki. Jednocześnie te same siły za część europejskiej tożsamości uważają „małżeństwa homoseksualne”. Czy to są dobrzy kandydaci na sojuszników polskiego ruchu narodowego?
Polscy narodowcy bardzo słusznie oskarżają wielu polskich polityków o bycie „pożytecznymi idiotami” na usługach polityków zachodnich. Ale sami często okazują się „politycznymi idiotami” pomagającymi zachodnioeuropejskim szowinistom. Kiedy „biały” Anglik, Francuz czy Niemiec podbijał świat, nie raczył nawet uznać prawa Polaków do samostanowienia. Teraz, kiedy biali Anglicy, Niemcy czy Francuzi tracą znaczenie na rzecz narodów żółtych czy brązowych, wołają: „Polsko, pomóż”.
Historia sprawiła, że nasze doświadczenia są bliższe doświadczeniom Chińczyków, Hindusów czy Meksykanów niż doświadczeniom Anglików, Niemców czy Francuzów. Byliśmy narodem kolonizowanym, a nie narodem kolonizatorów. Mimo naszego odcienia skóry przez wieki byliśmy bardziej „kolorowi” niż „biali”. Teraz, kiedy to „biali” sami ustępują pola „kolorowym”, Polacy na siłę chcą być „biali”. I „biali” to brutalnie wykorzystują.
W haśle Polak-katolik nie ma miejsca na przymiotnik „biały”. Czy naprawdę polska, katolicka, słowiańska tożsamość jest dla niektórych tak mało znacząca, że muszą posiłkować się tożsamością „białego człowieka”? Osoby skandujące hasła o „białej Europie” nie różnią się specjalnie od tych, które uważają „polskość za nienormalność” i chciałyby roztopienia naszego narodu w Europie. „Białej” lub „tęczowej”.