W dwóch regionach Włoch, Lombardii i Wenecji Euganejskiej, niedziela jest dniem referendum konsultacyjnego na temat ich większej autonomii. Rozpisały je władze regionalne, wywodzące się z Ligi Północnej. Do głosowania uprawnionych jest 12 milionów osób.
Referendum ma przede wszystkim wymiar symboliczny i aspekt polityczny, ponieważ, jak podkreślają komentatorzy, ewentualne zwycięstwo zwolenników większej autonomii decyzyjnej będzie argumentem podnoszonym przez władze regionów w rozmowach z rządem w Rzymie.
Wynik nie będzie natomiast wiążący.
Media zwracają uwagę, że głosowanie nie wywołuje zbyt dużego zainteresowania ludności.
W Lombardii nie wprowadzono wymogu większości głosujących, by konsultacje uznano za ważne. Obowiązuje on w drugim regionie. Przewodniczący władz Wenecji Euganejskiej Luca Zaia ogłosił, że jeśli próg większości zostanie przekroczony, w ciągu 90 dni przedstawi program rokowań z rządem kraju na temat autonomii. Zaia zapewnił, że wierzy w sukces głosowania.
"Przypomnijmy sobie młodzież, która sprawiła, że runął Mur Berliński. To też wydawało się niemożliwe" - stwierdził polityk Ligi Północnej.
Jego partyjny kolega, gubernator Lombardii Roberto Maroni, ogłosił, że podejmie rokowania z Radą Ministrów na temat wszystkich kwestii autonomii przewidzianych w konstytucji.
Konsultacje odbywają się na obszarze Włoch, gdzie jest wielu zwolenników prawicowej Ligi, która od lat występuje przeciwko zasadzie centralnego sprawowania rządów. Ugrupowanie to domaga się większej samodzielności, głównie w zarządzaniu finansami.
Inicjatorzy referendum zaznaczają zarazem, że nie należy w żadnym razie porównywać go do referendum niepodległościowego w Katalonii.
"To okazja do tego, by miliony obywateli Lombardii i Wenecji Euganejskiej miały więcej możliwości, więcej środków" - oświadczył tuż przed głosowaniem lider Ligi Północnej Matteo Salvini. Następnie stwierdził: "Jeśli ludzie nie pójdą głosować, to znaczy, że nie chcą więcej autonomii, a my będziemy dalej rządzić regionami, jak w latach poprzednich".
Głosowanie wywołało poważne spory i podziały na włoskiej scenie politycznej.
Milczy premier Paolo Gentiloni. Ppoprzedni szef rządu, lider centrolewicowej Partii Demokratycznej, Matteo Renzi już wcześniej nazwał referendum "niepotrzebnym".
Jego polityczny rywal, były premier Silvio Berlusconi z Forza Italia, kibicujący tej inicjatywie oświadczył, że liczy na "efekt domina" we wszystkich regionach.
Referendum poparł też antysystemowy Ruch Pięciu Gwiazd.
Całkowicie przeciwna idei głosowania jest lewica. Politycy jej ugrupowań mówią, że jest to "oszukiwanie obywateli".
Lokale wyborcze będą otwarte do 23.00.
W obu regionach różny jest system głosowania. W Lombardii, gdzie uprawnionych jest prawie 8 mln osób, wybrano całkowicie elektroniczny system; po raz pierwszy we Włoszech. Maszynami do głosowania są tablety, kupione i zainstalowane za łączną sumę prawie 50 milionów euro.
By uniknąć ataków hakerskich i awarii, tablety nie będą podłączone do internetu i do prądu.