Kościół w Polsce ma niezłe notowania. Ale spokojnie, to minie.
26.09.2017 13:18 GOSC.PL
To miło, że Polacy w większości wypowiadają się pozytywnie o działalności Kościoła. Tak wynika z badania CBOS. Tyle tylko, że to nie ma większego znaczenia. Dziś ludzie są za, jutro będą przeciw. Łaska ludu na pstrym koniu jeździ, o czym najlepiej świadczy „opinia społeczna” na temat Jezusa w czasach, gdy Zbawiciel chodził po ziemi. Zbiorowe „hosanna!” w niedzielę, a w piątek zbiorowe „ukrzyżuj!” – nie no, jak w takich warunkach pracować?
Ano tak, żeby się tym nie kierować. Właśnie to musi odróżniać Kościół od wszelkich innych instytucji, że liczy się ze zdaniem jednej tylko Osoby – a właściwie trzech Osób zjednoczonych w Trójcy.
„Krzyż stoi, choć zmienia się świat” – a to znaczy, że stabilny na tym świecie jest tylko ten, kto stoi pod krzyżem. Stanie pod krzyżem to jest właśnie wierność nauce Chrystusa – a taka wierność musi powodować raz furię świata, a raz próbę wejścia z nim w strategiczną koalicję. Wszystko zależy od doraźnych prądów i sojuszy. Społeczne poparcie dla Kościoła jest równie niestabilnie, jak społeczny sprzeciw. Wystarczy, że media w Kościele upatrzą sobie wroga (wszystko jedno czy głównego, czy zastępczego), a już zaczyna się jazgot o dobrodziejstwie in vitro, któremu Kościół stawia tamę albo o kobietach bitych przez mężów-katolików. I zwykle to działa. To są takie sytuacje, w których nie można powstrzymać zalewu kłamstwa, w których nie działają żadne wyjaśnienia, a jakiekolwiek próby przedstawiania racji są odwracane przeciw tobie. I wtedy trzeba to przyjąć i przeczekać, albo wręcz paść tego ofiarą. To przyniesie owoc dużo większy od tego, jaki mógłby towarzyszyć dobrej opinii.
Jakim cudem chrześcijaństwo rozwinęło się w Imperium Rzymskim, skoro powszechna opinia o chrześcijanach pierwszych wieków była paskudna? Mówiono i wierzono, że czczą oślą głowę, piją krew niemowląt, oddają się najbardziej rozwiązłym orgiom. Jak wiadomo, tym opiniom towarzyszyły działania prawne, skutkujące strasznymi prześladowaniami. I jakoś to nie przeszkodziło pochodowi Ewangelii. Nawet przeciwnie – prześladowania pokazały światu, że ci ludzie wierzą naprawdę, i że jest to wiara nadludzka. A to znaczy, że nie może pochodzić z tak ulotnych źródeł, jak intelektualne spekulacje. To musiało robić kolosalne wrażenie – i robiło. Podobnie, jak zdolność do miłości nieprzyjaciół i przebaczania nawet największych krzywd.
Dziś na świecie nie mówi się o oślej głowie, ale mówi się o mieszkańcach Afryki, ginących z powodu braku prezerwatyw, których papież zakazał im stosować. Nie mówi się o piciu krwi niemowląt, ale mówi się o kobietach umierających przez niedostateczny dostęp do aborcji, spowodowany naciskami Kościoła. I tak dalej.
To fajnie, że u nas to chwilowo nie działa – ale za jakiś czas Kościół znowu znajdzie się na linii strzału i znowu okaże się, że jego ludzie podpalili jakiś Rzym. I wtedy opinia społeczna ubierze czarne wdzianka, weźmie czarne parasolki i rzuci się rozszarpywać „tych złych i głupich ludzi”. Nie ma innej możliwości. No chyba że gdzieś Kościół zaprze się swojej misji i zamiast głosić Chrystusa, pójdzie z prądem. Wtedy, o tak, nie spotka się ze sprzeciwami. Będzie mógł liczyć na pochwały, profity, a wreszcie na pogardę, nudę, zapomnienie i śmierć. I to już nie będzie Kościół.
Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.