Dzisiaj największym dla Polski zagrożeniem jest narzucenie nam zasad, które mogą doprowadzić nasz kraj do zapaści.
Po odzyskaniu suwerenności Polacy wydają się żyć w ciągłym strachu przed zagrożeniem ze wschodu. Decyzja a maksymalnym zakotwiczeniu w zachodnich strukturach ekonomicznych i militarnych była w dużym stopniu podyktowana strachem przed powrotem pod wpływy wschodnie. Trudno się dziwić, patrząc na różnice pomiędzy poziomem rozwoju Wschodu i Zachodu. Nasz strach był często jednak wykorzystywany przez ośrodki z różnych stron geograficznych.
Obecnie sytuacja jednak się trochę zmieniał. Przede wszystkim dlatego, że zarówno wschodnia, jak i zachodnia część kontynentu europejskiego znalazła się w kryzysie nie tylko strukturalnym, ale i wręcz cywilizacyjnym. W ten sposób nie tylko Zachód przestał być już tak atrakcyjny, ale i Wschód wydawać się tak bardzo groźny. Polacy postanowili więc poszerzać możliwości urządzania kraju po swojemu.
Groźba utraty wpływu na sprawy w naszym kraju towarzyszyła nam od dawna. Dzisiaj taka groźba nadal nad Polską wisi, choć jest mniej widoczna. Grozi nam utrata wpływu na politykę migracyjną w obliczu bezprecedensowych wędrówek ludności. Grozi nam też utrata wpływu na politykę monetarną w obliczu bezprecedensowego kryzysu finansowego w Europie. Grozi nam wreszcie utrata wpływu na politykę społeczną, w obliczu wyjątkowo silnej ofensywy wrogów normalnej rodziny.
Polska powinna więc racjonalnie oceniać zagrożenia, według ich rzeczywistej skali. Jest oczywiste, że mogą nas ponosić emocje, zwłaszcza mając na uwadze naszą historię. Ale kiedy celem jest bezpieczeństwo narodu, trzeba się często wznieść ponad te emocje. Bo rzeczywiste zagrożenie może płynąć nie z tej strony, z której nam się wydaje.