Liderzy opozycji mają być rzekomo inwigilowani. Tylko kto chciałby podsłuchiwać takiego Ryszarda Petru?
„Gazeta Wyborcza” po raz kolejny postanowiła podać swoim czytelnikom kotlet, który już za pierwszym razem był nieświeży. Gazeta ta jeszcze raz alarmuje, że służby państwowe miałyby podsłuchiwać m.in. Ryszarda Petru. Tylko, że lider Nowoczesnej nic ważnego już od dawna (jeśli nie od zawsze) nie ma do powiedzenia. Dlaczego miałaby więc go podsłuchiwać poważna instytucja, zajmująca się naszym bezpieczeństwem?
Spora część opozycji, której „Gazeta Wyborcza” jest tylko elementem, popada w stan mogący przypominać paranoję. Do tego stopnia, że rutynowe działania panów policjantów zaczynają już mylić się jej z działaniami „państwa policyjnego”. Że każda utrata pracy przez rodzinę lub znajomego platformowego królika myli im się z „czystkami politycznymi”. A brak rządowych pieniędzy dla „Gazety Wyborczej” myli im się z zamachem na wolność słowa.
Stan opozycji przypomina chyba tylko stan urzędników Komisji Europejskiej. Widzą oni w różnym wieku emerytalnym sędziów i sędzin w Polsce zamach na niezależność sądownictwa w naszym kraju. Szkoda tylko, że nie widzą związku między islamistyczną indoktrynacją muzułmańskiej młodzieży w Europie a rosnącą ilością zamachów terrorystycznych. Albo związku pomiędzy kontynuacją tej samej polityki ekonomicznej, a utrzymującym się kryzysem gospodarczym w Unii Europejskiej.