Dziś wspomnienie 108 męczenników drugiej wojny światowej, a wśród nich pięciu młodych, niezwykłych chłopaków.
13 czerwca 1999 roku w Warszawie Jan Paweł II ogłosił błogosławionymi 108 męczenników drugiej wojny światowej wśród nich Czesława Jóźwiaka, Edwarda Kaźmierskiego, Franciszka Kęsego, Edwarda Klinika i Jarogniewa Wojciechowskiego. 12 czerwca przypada ich wspomnienie liturgiczne. Chłopcy mieli po 20 lat, gdy zostali zgilotynowani w Dreźnie po niesprawiedliwym procesie.
Oratorium przy Wronieckiej 9 w Poznaniu, utworzone przez salezjanów, stało się dla nich drugim domem. Czesław Jóźwiak, Edward Kaźmierski, Franciszek Kęsy, Edward Klinik i Jarogniew Wojciechowski czynnie włączali się w jego życie. Klerycy i księża salezjanie tchnęli w nich ducha księdza Bosko.
Z salezjanami od 10 roku życia był związany Czesław Jóźwiak. Został prezesem Towarzystwa Niepokalanej, śpiewał w chórze i organizował zawody sportowe. Podczas wojny działał w konspiracji, był szefem oddziału Narodowej Organizacji Bojowej, do której zaprzysiągł czwórkę kolegów. Chciał zostać salezjaninem.
Z całej "piątki" najmłodszy był Jarogniew Wojciechowski. W oratorium zajmował się młodszymi kolegami, był ministrantem i grał na fortepianie. Jego życie w więzieniu było szczególnie naznaczone krzyżem. Jego ojciec był alkoholikiem, porzucił rodzinę, gdy chłopiec miał 11 lat. Pomimo tego, Jarogniew pytał o niego w listach z więzienia. Był bity do nieprzytomności, a gdy trafił do więzienia w Spendau Boże Narodzenie spędził stojąc po pas w wodzie w karcerze. Jego siostra przez rok taiła przed nim fakt, że matka zmarła. Dopiero kilka miesięcy przed własną śmiercią mógł się modlić za jej dusze. Był ostatnim z "piątki", na którym 24 sierpnia 1942 roku wykonano wyrok śmierci. Musiał patrzeć na śmierć kolegów.
Od prawej: F. Kęsy, E. Kaźmierski, pierwszy z lewej E. Klinik Fotoreprodukcja z książki "Wierni do końca" pod red. R. Sierchuły i ks. J. Wąsowicza SDB MG /Foto Gość
Edward Klinik był za to najstarszy i najbardziej poważny z całej "piątki". Jako jedyny był też uczniem gimnazjum salezjańskiego w Oświęcimiu. Pozornie skryty, ale kryła się za tym głębia ducha. Miał młodszego brata Henryka, który również uczęszczał do oratorium przy Wronieckiej. Jego starsza siostra Maria w 1936 roku wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Jezusa Konającego.
Franciszek Kęsy był animatorem życia religijnego. Chciał zostać salezjaninem, niestety przeszkodziło mu w tym słabe zdrowie. Codziennie służył do Mszy, wieczorami odmawiał różaniec. Nie udało mu się zaciągnąć do wojska podczas kampanii wrześniowej. Pracował w zakładzie malarskim aż do momentu aresztowania. Do końca nie stracił swojego poczucia humoru.
Najbardziej barwną postacią z "piątki" był Edward Kaźmierski. Grał w przedstawieniach oratoryjnych, komponował i śpiewał w chórze, grał na skrzypcach i fortepianie, pisał pamiętnik, grywał w piłkę. Znał się na samochodach, czym imponował młodszym kolegom. Nigdy nie chciał być księdzem. Do Wspomożycielki modlił się, by znalazła mu towarzyszkę życia. Po wybuchu wojny wstąpił do wojska jako ochotnik, ale nie zdążył założyć munduru. Gdy już był w więzieniu i zdawał sobie sprawę z tego co go czeka, w jednym z listów napisał do rodziny: "Jakaż to siła, ta nasza wiara. (...) Jestem na wszystko przygotowany, bo wiem, że wszystkim Bóg kieruje, dlatego we wszystkim widzę niepojęte myśli Boże".
Chłopcy z "piątki" łączyli w sobie wartości salezjańskiego wychowania i polskej tradycji wierności Bogu i Ojczyźnie, aż po ofiarę z własnego życia. W oratorium nauczyli się iść przez życie z radością, humorem i gotowością służby, odpowiedzialnie i wiernie aż do końca.
Oto ich listy pisane na kilka minut przed śmiercią:
"Moi Najdrożsi Rodzice, Janko, Bracie Adzio, Józef
Właśnie dzisiaj, tj. 24, w dzień Maryi Wspomożycielki otrzymałem Wasze listy, przychodzi mi rozstać się z tym światem. Powiadam Wam, moi drodzy, że z taką radością schodzę z tego świata, więcej aniżeli miałbym być ułaskawionym. Wiem, że Maryja Wspomożyciela Wiernych, którą całe życie czciłem, wyjedna mi przebaczenie u Jezusa. Przed chwilą wyspowiadałem się i zaraz przyjmę Komunię świętą do swego serca. Ksiądz będzie mi błogosławił przy egzekucji. Poza tym mamy tę wielką radość, że możemy się przed śmiercią wszyscy widzieć. Wszyscy koledzy jesteśmy w jednej celi. Jest 7.45 wieczorem, o godz. 8.30, tj. pół do dziewiątej zejdę z tego świata. Proszę Was tylko, nie płaczcie, nie rozpaczajcie, nie przejmujcie się. Bóg tak chciał. Szczególnie zwracam się to Ciebie, Matusiu Kochana, ofiaruj swój ból Matce Bolesnej, a Ona ukoi Twe zbolałe serce. Proszę Was bardzo, jeżeli w czym Was obraziłem, odpuśćcie mej duszy. Ja będę się za Was modlił do Boga o błogosławieństwo i o to, abyśmy kiedyś razem mogli zobaczyć się w niebie. Tutaj składam pocałunki dla każdego z Was. Do zobaczenia w niebie.
Wasz syn i brat
Czesław"
"Moja Najukochańsza Mamusiu i najmilsze siostry!
Pożegnalny Wasz list odebrałem, za który Wam serdecznie dziękuję i który bardzo mnie ucieszył, że pogodziliście się z wolą Bożą. O, dziękujcie Najłaskawszemu Zbawcy, że nie wziął nas nieprzygotowanych z tego świata, lecz po pokucie, zaopatrzonych Ciałem Jezusa w Dzień Maryi Wspomożenia Wiernych. O, dziękujcie Bogu za Jego niepojęte miłosierdzie. Dał mi spokój. Pogodzony z Jego Przenajświętszą Wolą schodzę za chwilę z tego świata. Wszak On tak dobry, przebaczy nam.
Dziękuję Tobie, Mamusiu, za błogosławieństwo. Bóg tak chce. Żąda od Ciebie tej ofiary. O, złóż ją, Mamusiu, za mą duszę grzeszną. Przepraszam Was za wszystko z całego serca. Ciebie, kochana Mamusiu i Was, kochane Siostry i Szwagrze. Przepraszam wszystkich, którym zawiniłem i proszę pokornie o przebaczenie. Proszę o modlitwę, całuję Cię, Najukochańsza Matusiu, całuję Was najdroższe Marysiu, Helciu, Ulko, Kaziu, Anielko i Bożenko. Do zobaczenia w niebie!
Błagam Was, tylko nie płaczcie, bo każdy Wasz płacz nic mi nie pomoże; raczej do Boga módlcie się o spokój mej duszy. Kochany Heniu, przebacz wszystko. Dziękuję Ci za wszystko. Niech Tobie Bóg błogosławi i nagrodzi w opiece i pocieszeniu mej drogiej Matusi. Żegnam wszystkich krewnych, znajomych, kolegów - do zobaczenia w niebie - i proszę o modlitwę.
Bóg tak chciał. Niech Was wszystkich ma w swojej opiece Dobry Bóg, Matka Jego Najświętsza, św. Józef, św. Jan Bosko. Do upragnionego zobaczenie w niebie.
Wasz kochający syn i brat
Edek
Zostańcie z Bogiem!"
"Moi Najukochańsi Rodzice i Rodzeństwo
Nadeszła chwila pożegnania się z Wami i to właśnie w dniu 24 sierpnia, dzień Maryi W[spomożycielki] W[iernych]. Och, jaka to radość dla mnie, że już odchodzę z tego świata i to tak, jak powinien umierać każdy. Byłem właśnie przed chwilą u spowiedzi świętej, za chwilę zostanę posilony Najśw. Sakramentem. Bóg Dobry bierze mnie do siebie. Nie żałuję, że w tak młodym wieku schodzę z tego świata. Teraz jestem w stanie łaski, a nie wiem, czy później byłbym wierny mym przyrzeczeniom Bogu oddanym. Kochani Rodzice i Rodzeństwo, bardzo Was przepraszam raz jeszcze z całego serca za wszystko złe i żałuję za wszystko z całego serca, przebaczcie mi, idę do nieba. Do zobaczenia, tam w Niebie będę prosił Boga.
Właśnie przyjąłem Najśw. Sakrament. Módlcie się czasem za mnie. Zostańcie z Bogiem.
Wasz syn
Franek.
Już idę. Bardzo przepraszam za wszystko."
"Najukochańsi Rodzice! Mamuńciu, Tato, Marysiu, Heńku!
Dziwne są wyroki Boże, lecz musimy się zawsze z nimi pogodzić, gdyż wszystko to jest dla dobra naszej duszy. Moi kochani, dziwna jest wola Jezusa, że zabiera mnie już w tak młodym wieku do siebie, lecz jakże szczęśliwa będzie dla mnie ta chwila, w której będę miał opuścić tę Ziemię. Jakże mogę się nie cieszyć, że odchodzę do Pana i mojej Matuchny Najświętszej zaopatrzony Ciałem Jezusa. Do ostatniej chwili Maryja była mi Matką. Teraz, kiedy Ty, Mamuńciu, nie będziesz mnie miała, weź Jezusa Matko, oto Syn Twój, Kochana Mamuńciu, dziękuję Tobie serdecznie za ostatnie błogosławieństwo i modlitwy. Pocztówkę odebrałem. Moi kochani, nie rozpaczajcie nade mną i nie płaczcie, gdyż ja jestem już z Jezusem i Maryją. Do ostatniej chwili z moją silną wiarą w sercu idę spokojnie do wieczności, gdyż nie wiadomo, co by mnie tutaj na ziemi czekało. Was proszę, moi kochani, o modlitwę za moją grzeszną duszę, proszę Was o przebaczenie mych grzechów młodości. Ściskam Was i całuję z całego serca i z całej duszy. Wasz zawsze kochający Syn i brat Edzio. Do zobaczenia się w niebie z Matuchną, Jezusem i św. J. Bosko. Ja zrozumiałem moje życie dokładnie, poznałem powołanie życiowe i cieszę się, że w niebie się odwdzięczę. Wasz Edziu. Wszystkich ściska i całuje
Edziu."
"Najdroższa Liduś!
Z całego serca dziękuję Wam, tj. Liduś Tobie, Heniowi i Irce, i wszystkim tym, którzy o mnie raczyli pamiętać w chwilach życia. Poznałem i przejrzałem dokładnie życie Matusi, Ojca, Twoje i swoje i dlatego jestem pewny, że będziesz się raczej ze mną cieszyć, a nie rozpaczać, bo dostępuję nadzwyczajnej łaski Bożej i odchodzę poznawszy gruntowne moją przeszłość, bez najmniejszego żalu.
Świat, życie i ludzi również poznałem i dlatego dzisiaj, Kochana, najmilsza Liduś, bądź pewna, że Ty sama na tej ziemi nie zostajesz. Ja i Mamusia jesteśmy zawsze przy Tobie. O jedno Cię proszę, uczucia w każdej chwili Twego życia powierzaj tylko Jezusowi i Maryi, bo u Nich znajdziesz ukojenie. Ludzi nie przeceniaj zbyt w dobrym ani w złym. Pomyśl, jakie prawdziwe szczęście! Odchodzę zjednoczony z Jezusem przez Komunię świętą. W tej ostatniej mojej Komunii św. myślę o Tobie i ofiaruję ją za Ciebie i za siebie z tą nadzieją, że cała nasza rodzina bez wyjątku będzie szczęśliwa tam u Góry.
Proszę Cię, proś Ojca naszego o przebaczenie wszystkiego, co uczyniłem złego z tym zapewnieniem, że zawsze go kochałem. W ostatniej chwili przebaczenia i modlitwy jestem z Tobą stale. Idę już i oczekuję Cię tam w Niebie z Matusią najmilszą.
Trudno, nie mogę więcej pisać. Módlcie się wszyscy za mnie, a ja odwdzięczę się Wam wszystkim tam u góry. Jezus, Maryja Józef.
Zawsze kochający Cię brat
Jarosz.
Dla wszystkich pozdrowienia i uściski".