– Czy wcześniejsze zawierzenie coś dało? – zapytają sceptycy lub zakpią szydercy.
Na tytułowe i podtytułowe pytanie można odpowiedzieć: Oczywiście, że zawierzenie Polski Maryi coś dało, inaczej Bóg by sobie tego nie życzył. A Bóg sobie tego życzy, o czym dowiedzieliśmy się m.in. za pośrednictwem objawień Maryi w Fatimie.
A co to dało? Ano, równie dobrze można zapytać, jaka z tego korzyść, że po urodzeniu zajęła się nami mama, a nie, na ten przykład, pogotowie opiekuńcze. No nie wiemy, co by wtedy było, ale łatwo się domyślić, że byłoby znacznie gorzej.
Powierzyliśmy się Mamie, licząc, że przypilnuje nas, gdy będziemy w piaskownicy albo powstrzyma, gdy poleziemy w szkodę. Bo my wiemy, że jesteśmy zawodni, wiemy, że robimy głupoty i bez nadprzyrodzonej opieki możemy łatwo się pogubić w drodze do nieba. Bo, po prawdzie, o to w tym wszystkim chodzi: o trafienie do celu, o zbawienie, które Jezus wysłużył dla nas na krzyżu.
Maryja, z woli Boga, umie się o nas troszczyć znakomicie – tyle że trzeba tego chcieć. W zawierzeniu Jej Sercu mówimy Bogu, że chcemy.
Ostatecznie skutki tej błogosławionej opieki zobaczymy w niebie, ale już teraz widać – choćby na zasadzie porównania – że jesteśmy chronieni. Widzimy, co się dzieje ze społeczeństwami, które uwierzyły, że są wspaniałe, bezgrzeszne i nie potrzebują pomocy z nieba, zwłaszcza że w rzeczone niebo nie wierzą. Doprawdy, nie ma im czego zazdrościć – wysoki często status materialny nie ratuje ich przed utratą poczucia sensu i przed kolejnymi głupstwami w postaci poszerzania zakresu aborcji, eutanazji czy homoideologii. Skutki tego już odczuwają. Nie chodzi tylko o akty terroryzmu, ale przede wszystkim o duchowe zagubienie i szukanie drogi na oślep, w coraz większą ciemność. Te rzeczy są dla nich jak cierpienia narkomana, który sam się w to wpakował i nie umie przestać. I jeszcze sam bawi się w dilerkę, próbując innym opchnąć własne nieszczęście.
Bóg wskazał Maryję jako pomoc dla ludzkości, która rozpaczliwie potrzebuje Bożego miłosierdzia, ale nie chce o tym wiedzieć.
Ale my wiemy, że potrzebujemy. Dlatego przyjmujemy Jezusa jako Pana i Zbawiciela i powierzamy się Jego Matce, tak, jak On sam powierzył się, gdy w swojej ludzkiej naturze był mały i bezradny.
Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.