„To będzie piekło” – pisali rok temu o ekshumacjach. Mieli rację, zaczyna kogoś piec.
„Chcą ekshumować ciała ofiar katastrofy smoleńskiej. Nawet wbrew woli rodzin. To będzie piekło” – alarmowała „Gazeta Wyborcza” 13 kwietnia 2016 r.
„To złamanie podstawowego tabu, szczególnie rażące w Polsce, gdzie szanuje się majestat śmierci” – gniewał się w „Newsweeku” Cezary Michalski w październiku 2016 r. Decyzję o ekshumacji nazwał „PiS-owską rewolucją trumien”.
13 listopada tego samego roku „Wyborcza” pisała: „PiS otwiera groby. Koszmarny pasjans mimo protestów części rodzin smoleńskich”.
I tak dalej. Histeria, szok i niedowierzanie, i powtarzanie w kółko, że brak empatii, że „część rodzin sobie nie życzy…”.
„Empatia” jednak nie zdołała przeszkodzić dojściu do prawdy – i ekshumacje ruszyły. I już wkrótce okazało się, że „koszmarny pasjans” miał miejsce wtedy, w Rosji, gdy przygotowywano ciała do pochówku, a nie teraz, gdy to wychodzi na jaw.
W jednej trumnie szczątki ośmiu osób (to wiadomość z poniedziałku), w drugiej czworga (wiadomość z wtorku) – czego jeszcze się dowiemy?
Jasne, to były szczególne warunki, w których mogło dojść do pomyłek. Ale o czym innym byliśmy informowani. Było podobno „pieczołowicie i z najwyższą starannością”, było ponoć przekopywanie i przesiewanie ziemi „do metra głębokości”, była współpraca z Rosjanami „ramię w ramię”.
Teraz, gdy wychodzą szczegóły tej współpracy i tej staranności, słyszymy tłumaczenia, że był pośpiech, bo rodziny chciały jak najszybciej pochować swoich bliskich. Zaprzecza temu Małgorzata Wasermann. „Nikt z nas nigdy nie domagał się nigdy szybkich pochówków. Nikt z nas nie dzwonił, nie naciskał, że te pochówki mają się odbyć jak najszybciej – to jest po prostu jedno, wielkie kłamstwo” – powiedziała w Telewizji Republika. Przypomniała też o pismach polskich medyków sądowych, którzy tuż po katastrofie zgłaszali do prokuratora generalnego i ówczesnej prokuratury wojskowej gotowość do natychmiastowego badania medycznego ciał ofiar. Nie dostali nawet odpowiedzi.
Takich rzeczy jest wiele i wychodzą kolejne, pokazując skalę manipulacji, jakiej byliśmy poddawani od 10 kwietnia 2010 roku. Wiele rzeczy działo się tak, jakby najważniejszą rzeczą było utrzymanie Polaków w przekonaniu, że oddanie Rosji wraku, skrzynek, śledztwa, było rzeczą najsłuszniejszą ze słusznych. Skutek jest taki, że Rosjanie nie oddali nam niczego z wyjątkiem ciał – których, dzięki wspaniałej współpracy z rosyjskimi przyjaciółmi, w Polsce nie zbadano. No tak, no bo niby po co, skoro wszystko tak świetnie zrobiono.
„To będzie piekło” – pisali rok temu w gazecie. O tak, zdaje się, że się pod kimś pali. No i zaczyna piec.
Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.