To pokolenie zostało nazwane head down, to znaczy z głową w dół. I choć powiedzenie to wiąże się głównie z nadużywaniem smartfona i tabletu, to w pewnym sensie demaskuje pewną wspólną nam wszystkim tendencję do obdarzania nadmiernym zainteresowaniem spraw przyziemnych. Bywa, że zainteresowanie to przybiera rozmiar obsesji. Jak u pewnego Izraelity, który wychodził z Egiptu. Gdy Bóg przed ratowanymi z niewoli ludźmi nagle otworzył morze, pozwalając im przechodzić pośród wód, ten nie zauważył niczego. Szedł z głową zwieszoną, mamrocząc pod nosem: „Kto wymyślił to człapanie po błocie?”. Trzeba było, by jakiś anioł zbliżył się i podniósł mu głowę, by ten mógł zauważył, że właśnie uczestniczy w cudzie. Podobne doświadczenie mieli Izraelici maszerujący przez pustynię. Szemrząc ciągle przeciw Bogu i życiu, ściągnęli na siebie plagę małych, lecz piekielnie jadowitych węży. Mojżesz wzywał ich, aby patrzyli z ufnością w niebo, na Pana Boga, by nie umarli od ukąszeń, ale jak spoglądać ku górze, kiedy pod stopami przemykają bestie zjadliwe? Nasz codzienny dylemat: jak patrzeć w miłość Boga, skoro pod nogami tyle przeszkód?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Robert Skrzypczak