Pytają: Czy wierzysz w zamach? A co tu ma do rzeczy wiara?

Dziś już wiadomo, że nie wiadomo, jak było. Zawsze to jakiś postęp.

Gdy minęło pół roku od katastrofy smoleńskiej „internauci” wymyślili, że 3 lutego 2011 będzie „dniem bez Smoleńska”. Bo „społeczeństwo” ma już tego dość, bo nie można w kółko słuchać o tym samym, więc niech choć na jeden dzień zapadnie na ten temat milczenie. „Internautom puszczają nerwy” – napisali wtedy w „Newsweeku”. Jakoś to w końcu nie wyszło, bo okazało się, że internauci o słabych nerwach to jednak nie wszyscy internauci, a tym bardziej nie wszyscy Polacy. Ponieważ jednak akurat tacy zajmowali wtedy miejsce u steru państwa, przez pięć kolejnych lat słyszeliśmy w  pierwszym medialnym obiegu pojękiwania nad „sektą smoleńską” i westchnienia nad „smoleńskim szaleństwem”. Rządzącym wtedy „internautom” tak często opadały ręce, że aż dziw, że potrafili nimi jeszcze cokolwiek innego robić.

Sytuacja się jednak zmieniła, wskutek czego w miniony poniedziałek mieliśmy drugą rocznicę smoleńską bez „internautów” u władzy, więc także bez ich państwowych fochów i grymasów. I jakoś nie słychać, że naród już tego nie może znieść. Ludzie zdają się rozumieć, że tak dramatyczne zdarzenie musi mieć swoje odbicie w narodowej pamięci i że powinna mu odpowiadać proporcjonalna reakcja państwa. I choć „internauci” o słabych nerwach wciąż wydziwiają po kątach, to jednak rocznice smoleńskiej tragedii stały rocznicami smoleńskiej tragedii, a nie – jak wynikało z wcześniejszych oficjalnych przekazów – doroczną kulminacją oszołomstwa. Niepoważne incydenty oczywiście dalej się zdarzają, ale teraz zyskały właściwy sobie status – incydentów właśnie.

Okazało się też, że modlitwy i składanie wieńców nie są ledwie tolerowaną działalnością prywatną, lecz stanowią najwłaściwszą formę odniesienia się do tego, co się stało.

Podobnie jest wreszcie z oceną przyczyn i przebiegu samej katastrofy. Nagle okazało się, że niewiele jest w tej sprawie rzeczy pewnych, choć narracja władzy krótko po tragedii była taka, że „już przecież wszystko wiadomo”. Dziś do przeciętnego Kowalskiego dotarło, że nie wiadomo. Jeśli coś jest w tym wszystkim pewnego, to praprzyczyna problemów z ustaleniem prawdy – ochocze oddanie śledztwa Rosjanom. Gdyby nie to, nie byłoby ciągłego zamieszania w tej sprawie i ciągłej niepewności. I zapewne o to właśnie chodziło Rosjanom – żebyśmy ugrzęźli we wzajemnych podejrzeniach i oskarżeniach. Żeby sprawa przyczyn tragedii smoleńskiej przez długie lata podgrzewała nastroje i psuła relacje w kraju, i żeby do jej oceny Polacy musieli kierować się wiarą, a nie wiedzą.

Nieraz byłem pytany, czy wierzę w zamach. Otóż nie wierzę – ale co to ma do rzeczy? Jeśli zobaczę dowody, że był zamach, to uwierzę w zamach. Ale w obecnej sytuacji dowodów nie widzę. Tylko czyja to jest wina? Społeczeństwa przez lata zdanego na sprzeczne informacje, czy „internautów”?

Dobrze, że teraz przynajmniej „internauci” tracą te swoje nerwy z innych powodów niż pół roku po tragedii.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.