Jak skutecznie dotrzeć z Ewangelią do młodych? Sprawdziłem w Wodzisławiu.
Parafia św. Herberta w Wodzisławiu. Kolos. Teren pod budowę kościoła poświęcono dzień po wprowadzeniu stanu wojennego. Trwa spotkanie uwielbieniowe. W ogromnej świątyni – około tysiąca osób. Bardzo wielu młodych. Kilkuset. Krzątają się przy różnych posługach, są zaangażowani. Skąd się wzięli?
Ale siara!
– Młodych trzeba mieć w sercu i w komórce – opowiada ks. Janusz Badura (jest tu proboszczem od 13 lat). – Jak nie masz z 500 młodych znajomych na Facebooku, to nie udawaj, że zajmujesz się ewangelizacją. Na Facebooku przekazuję zawsze pozytywne treści. Jeśli kogoś mam upomnieć, to w cztery oczy, a nie na forum, by inni dopisywali złośliwe komentarze. Co chwilę osobiście wysyłam SMS-y. Ooo, proszę zobaczyć, właśnie poszło 36 nowych zaproszeń na młodzieżowy kurs Alpha. Trzeba przyzwyczaić się do tego, że młodzi nie odpiszą do swego proboszcza, stosując zasady politycznej poprawności. Napiszą: „OK”, „Będę” albo „Ale siara”, bo i takie SMS-y przychodzą.
Dziś przygotowanie do bierzmowania wygląda najczęściej tak: zbierzesz 35 pokemonów, to znaczy, że jesteś gotowy do sakramentu. Dlaczego mówię o pokemonach? Bo miałem taką historię: włączył się w kościele alarm. Idę zobaczyć, co się dzieje. Na środku kościoła stoi zdezorientowany, wystraszony chłopak z komórką. „Może ksiądz nie wie – pokazuje mi ekran – ale tu, w kościele, ma ksiądz pokemona”. „Nie wiem jak ty, ale ja do Tego, kto tu mieszka, godom: Pan Jezus” – odpowiedziałem. To się nazywa ewangelizacja. (śmiech) Skojarzyło mi się to z tymi kolejkami po pieczątki: „Chodźcie, dostaniecie kolejnego pokemona”. Ja nie muszę mieć takiego potwierdzenia, bo przygotowaniem do bierzmowania zajmuję się sam. Znam tę młodzież.
Chodzę do restauracji na spotkania kursu Alpha. Wielu z tych młodych nigdy dotąd nie było w restauracji i głupieje, czuje się nieswojo, nie wie, jak się zachować, próbuje „dymić”. Trzeba to przeczekać. Wczoraj zabrałem na spotkanie taki wielki szablon proboszcza zrobiony ze sklejki. Kiedyś go zamówiłem, gdy były Roraty o św. Janie Vianneyu. Dziś ten gadżet przydaje się w ewangelizacji. Mówię młodym przed bierzmowaniem: „Zróbcie sobie fotkę. A jak się wieczorem będziecie w domu modlili, to zobaczcie sobie to zdjęcie w sutannie i birecie i spójrzcie na siebie jak na proboszczów tej parafii. Poczujcie za nią odpowiedzialność. Wasza odpowiedzialność wynika z chrztu”.
Każda katecheza powinna przyprowadzać młodych do osobistego przyjęcia Jezusa. Człowiek, który doświadczył obecności żywego Boga, będzie przez Niego prowadzony i ja takim osobom nie muszę w kółko mówić, jak mają żyć. One to już wiedzą, bo poszły za Jezusem i zachwyciły się Ewangelią. Nie można stawiać wozu przed koniem: moralności, wymagań, nakazów przed doświadczeniem, spotkaniem, bo to nie działa. Tylko spotkanie z żywym Bogiem zmienia sposób życia – podsumowuje ks. Badura.
Święta prawda. Przypominam sobie rozmowę z biskupem Edwardem Dajczakiem, który opowiadał: „Główny problem, o który rozbijamy się jako Kościół, to nie parafki, podpisy, pieczątki, ale problem wiary i doświadczenia Pana Boga, którego młodzi nie mają. Szarpiemy się z nimi na pułapie powinności, wymagań, nakazów. Oni chcą to bierzmowanie »zaliczyć«. Pamiętajmy, że to pokolenie, które »niczego nie musi«. To pokolenie, które może zrezygnować z wielu rzeczy, ale na pewno nie zrezygnuje z wolności. Wszystko, co pachnie przymusem, wywołuje z miejsca bunt. U tych młodych, wolnych, roszczeniowych tworzy się barykada i zaczyna walka”.
Marcin Jakimowicz