Zdaje się, że sprawiliśmy komuś kłopot, bo Jezusa przyjęliśmy, zamiast Go ustanowić.
Trwa jeszcze konsternacja wśród „zwolenników twardego rozdziału państwa i Kościoła” (tak ich nazwano na portalu Tomasza Lisa NaTemat.pl) po „intronizacji Jezusa Chrystusa na króla Polski”, gdy się okazało, że ani nie była to intronizacja, ani na króla Polski. Jakoś wcześniej nie dotarło do ich świadomości, że to się nazywa Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana. I to pomimo faktu, że nie było to tajne, nikt tego nie ukrywał, a decyzja o takiej formie tego wydarzenia zapadła już dawno.
W efekcie „postępowi” dziennikarze wydziwiali nad decyzją obrania Jezusa królem Polski, wydziwiali, aż się okazało, że takiej decyzji w ogóle nie było. Gdy w końcu dotarła do nich rzeczywistość, próbowali jakoś się z tym uporać.
W poniedziałek na portalu NaTemat.pl ukazał się tekst o rozczulającym tytule: „Czego właściwie królem został Jezus? Przeczytaliśmy akt uznania Chrystusa Królem i Panem”.
Fajnie, że w końcu przeczytali. Lepiej późno niż wcale. A gdy już przeczytali, to zauważyli, że motyw narodowy, który ich tak irytował, jakoś niespecjalnie nadaje się do wykpienia. „Czytając cytowany wyżej akt można odnieść wrażenie, że autorzy sprytnie omijają kontrowersyjną sprawę Jezusa na tronie Polski” – stwierdził autor tekstu.
Czyli że co? Że Kościół w Polsce zrezygnował z „polskiej” koronacji Jezusa, bo się bał wrogiej publicystyki? No, macie mniemanie o sobie, nie ma co.
Jezus nie został ustanowiony królem, bo po pierwsze On już JEST królem, a po drugie kompetencje w kwestii nadawania Jezusowi czegokolwiek posiada Bóg Ojciec i nikt inny. Ponadto tron Polski dla Jezusa jest stanowczo za ciasny i już nieco wysiedziany. Ustanowienie Syna Bożego królem państwa byłoby spłaszczeniem i ograniczeniem jego panowania, które rozciąga się wszędzie poza sercem, które Go nie chce. Dlatego my możemy jedynie PRZYJĄĆ Jezusa za swojego Króla i Pana, możemy go naszym królem uznać, ogłosić, ale nie koronować.
Ale swoją drogą bardzo ciekawa jest ta prewencyjna obawa środowisk lewicowo wrażliwych przed zawłaszczeniem władzy w Polsce przez Jezusa. Czyżby te środowiska uważały czyjąkolwiek władzę za gorszą niż rządy PiS? Czy to w ogóle możliwe?
A swoją drogą nawet gdyby Kościół w obecności przedstawicieli władz ogłosił Jezusa królem Polski, to skąd ten pomysł, że to by spowodowało likwidację zasady rozdziału Kościoła od państwa? Toż to jest myślenie Heroda. Dowiedział się chłop, że jakiś król się urodził na jego terenie i do głowy mu nie przyszło, że ktoś taki mógłby mu nie zagrozić. Więc się sprężył i sam spróbował zagrozić nowonarodzonemu królowi. Jak mu to wyszło, wiadomo – ucierpieli obywatele. Zawsze tak wychodzi, gdy ktoś ze strachu o własną władzę chce walczyć z władzą Jezusa.
Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.