Podlasie płonie

U Pana Boga za piecem. Tak mówią o tej ziemi. Duch Święty czuje się tu jak w domu. Sprawdziliśmy to.

Kocham ten wschodni zaśpiew i tę składnię. „Się” plus czasownik. Się opalamy, się bawimy, się kąpiemy, się modlimy. Pamiętam, jak pewna dziewczynka powiedziała przed laty do mojej stojącej pod zjeżdżalnią córki: „Zjeżdżaj, nie się bój!”.

„Wiesz, jak brzmi białostocka wersja zawołania »Jezu, ufam Tobie!«? »Jezu, ufam dla Ciebie« – słyszę w czasie 7. Charyzmatycznych Dni Młodych. W Hermanówce pod Białymstokiem.

Dwa namioty

Przyznaję uczciwie: nie spodziewałem się tego. Maleńka, uśpiona wioska. Sielsko, anielsko. Opustoszałe bocianie gniazda. Jesień wygryza lato. Spaceruję po ośrodku rekolekcyjnym, który powstał w dawnym budynku szkolnym. Tu do podstawówki chodził białostocki biskup pomocniczy Henryk Ciereszko. Dziś w sali matematycznej znajduje się kaplica.

Ruch jak w ulu. Młodzi wchodzą, wychodzą, śmieją się. Zapada zmrok. Komary rozpoczynają swe szarże. W ogrodzie stoją dwa wielkie namioty. Pierwszy drży od śmiechu, w drugim panuje cisza jak makiem zasiał.

Wchodzę zaciekawiony do pierwszego. Na scenie ks. Radosław Rafał prosi kapłanów, by nakładali na młodzież z Podlasia ręce. Przychodzi Duch Święty. Zdumiewa mnie wielka liczba młodych księży zaangażowanych w te rekolekcje. Skąd się wzięli? Wszyscy wskazują na jednego z kapłanów. Ksiądz Zbigniew Snarski przez lata był ojcem duchownym w seminarium białostockim. „To on nauczył nas tego, by nie bać się rzeczywistości Ducha” – słyszę od księży z Podlasia.

Z głośników płynie hymn uwielbienia. Pieśń o Bogu zdolnym poruszyć góry. Pod sceną szaleństwo. Młodzi zaczynają tańczyć. To Kościół, który jest w stanie zmienić ten świat, Kościół, który ma ogromną siłę przyciągania.

Wchodzę do drugiego namiotu. Cisza. Trwa adoracja Naj­świętszego Sakramentu. Ci sami młodzi, których entuzjazm roznosił pierwszy namiot, tu zastygają w milczeniu.

Ośrodek w Hermanówce to miejsce, w którym Duch Święty czuje się jak w domu. W salach szkolnych nauczali cenieni charyzmatyczni ewangelizatorzy, a Daniel Ange zarażał ludzi pasją głoszenia Słowa. Te ściany słyszały niejedną gorącą modlitwę i świadectwo działania Boga, który nie zna słowa „niemożliwe”.

Światło 
ze Wschodu

– Na popularne oazy co roku jeździ u nas około tysiąca osób, swoje rekolekcje organizują też liczne grupy Odnowy w Duchu Świętym – opowiada ks. Mateusz Bajena, na co dzień posługujący w Szkole Nowej Ewangelizacji, w ramach której prowadzi wiele kursów. – Od paru miesięcy wychodzimy ze wspólnotą na białostockie ulice. Co miesiąc rozkładamy się na głównym placu, pod ratuszem, zaczynamy głosić kerygmat i uwielbiać Boga. Ludzie przy stolikach w ogródkach sączą piwo, piją kawę i ze zdumieniem spoglądają na to, co robimy. Czy słyszymy szyderstwo? Nie. Wiele osób podchodzi i prosi o modlitwę. Modlimy się nad nimi, nakładamy ręce. Mamy świadectwa uzdrowień. Wczoraj po modlitwie kobieta mogła schować aparat słuchowy, bo przestał być jej potrzebny. Zaryzykowaliśmy, a Bóg na to odpowiedział.

– Skąd wzięło się to duchowe poruszenie na Podlasiu? – zastanawia się ks. Bajena. – Myślę, że palce maczał w tym ks. Michał Sopoćko, błogosławiony spowiednik św. siostry Faustyny, Sekretarki Bożego Miłosierdzia. To do jego grobu pielgrzymują tysiące wiernych ze ściany wschodniej. Przez lata mieszkał w stolicy Podlasia. Białystok to przecież miasto miłosierdzia. Sześć lat temu przyjechał do nas na rekolekcje o. James Manjackal, misjonarz św. Franciszka Salezego, założyciel licznych szkół ewangelizacji, którego książki są tłumaczone na kilkanaście języków. Do miasta Jagiellonii zaprosili go ks. Snarski i jego wspólnota Kairos. To właśnie charyzmatyk z Indii rzucił na tę ziemię ogień. Wypowiedział, pamiętam, proroctwo, że stąd popłyną strumienie. I popłynęły. Zaczęły powstawać wspólnoty, a w tych, które modliły się już na Podlasiu, zapłonął nowy żar. W tłumie na tych rekolekcjach stał Piotrek Zalewski. Dziś wraz z kolegą Jackiem Zajkowskim tworzą świetny team głoszący językiem hip-hopu Dobrą Nowinę w całej Polsce – opowiada.

Tak, tak, to ci obcięci na zero faceci („łyse banie głoszą zmartwychwstanie”), którzy korzystając z dobrodziejstw PKP, przemierzali kraj z figurą Matki Boskiej. Pisaliśmy o tym w „Gościu”.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Marcin Jakimowicz