Podlasie płonie

U Pana Boga za piecem. Tak mówią o tej ziemi. Duch Święty czuje się tu jak w domu. Sprawdziliśmy to.

– Wizyta ojca Manjackala była punktem zwrotnym – wspomina ks. Mateusz. – Powiało czymś nowym. Powstała wspólnota Przymierze Miłosierdzia. Pół tysiąca młodych ludzi wróciło do domów, a ich rodzice dziwili się opowieściom o duchowych darach. Wielu prosiło: „Zróbcie coś dla nas, dorosłych!”. Ruszyły rekolekcje na hali. W Białymstoku mamy doświadczenie tego, że to młodzi nawracają dorosłych. W mieście wiosną i jesienią startuje po pięć Seminariów Odnowy Wiary. Gdy zaczęła działać filia wspólnoty Przyjaciół Oblubieńca, na jej spotkania do parafii Matki Boskiej Fatimskiej przychodziło pół tysiąca osób. Dziś w mieście brakuje hali, która pomieściłaby tłumy pragnące uczestniczyć w rekolekcjach. Chyba przeniesiemy się na stadion „Jagi” – śmieją się księża. – To obiekt zdolny pomieścić ponad dwadzieścia tysięcy ludzi.

Jezus 
zamiast Jagiellonii

W namiocie trwa modlitwa uwielbienia. Jeden z chłopaków nosi czarną koszulkę z logo Jagiellonii. Na żółto-czerwonym tle, zamiast nazwy drużyny, ma wypisane imię „Jezus”. Modlitwy prowadzi grupa uwielbienia. Ależ oni grają! Nie miałem pojęcia, że to właśnie ekipa z Białegostoku animowała pierwsze rekolekcje na Stadionie Narodowym w Warszawie.

Na scenie Marcin Zieliński mówi świadectwo. W namiocie ciszę przerywa brzęczenie komarów. Młodzi odkładają komórki (w Hermanówce na całe szczęście gubi się zasięg!) i podnoszą ręce. „Ja pragnę więcej Ciebie” – śpiewa chór młodych gardeł.

– Bóg na każdym kroku przekonuje nas, że to Jego dzieło – opowiada ks. Mateusz Bajena. – Gdy zaprosiłem młodych na spotkanie wspólnoty w białostockiej parafii bł. Bolesławy Lament, przychodziła setka ludzi. Raz więcej, raz mniej. Stopniowo ludzi ubywało. Pewnego dnia na modlitwę przyszły jedynie dwie osoby. Podjęliśmy dramatyczną decyzję: rozwiązujemy wspólnotę. I wtedy zainterweniował sam Bóg. Na kolejne spotkane przyszło siedemdziesiąt osób, a na następne… pięćset. Pół tysiąca! Nie da się tego wytłumaczyć za pomocą narzędzi, którymi dysponuje socjologia. Bóg jedyny wie, dlaczego tak się stało – uśmiecha się ks. Mateusz.

– Dlaczego Duch Święty trafił tu na żyzną glebę? Bo to jest taki teren, gdzie… ludzie się modlą – odpowiada ks. Zbigniew Snarski, diecezjalny koordynator ds. nowej ewangelizacji.

Zbyt proste? Nie. Bardzo prawdziwe. Przekonałem się o tym wielokrotnie. Na przykład w Sokółce, gdzie Pan Bóg zostawił swoje serce. – Gdy trafiłam do Sokółki, pomyślałam: pierwsza Msza jest o szóstej. Wstanę o bladym świcie – opowiada siostra Julia, naoczny świadek głośnego cudu eucharystycznego. – Gdy dziesięć po piątej podeszłam pod drzwi kościoła, stało przed nimi ze trzydzieści osób! – Zegarek mi się spieszy? – zdziwiłam się. – Nie – odpowiedzieli – zawsze przychodzimy tak wcześnie.

Nie bój się

– Dary Ducha, proroctwa, spoczynki… Nie boi się ksiądz, że to wszystko wymknie się wam, duszpasterzom, spod kontroli? – pytam ks. Zbigniewa Snarskiego. – Nie, nie boję się. Mam zaufanie do Pana Boga. Nigdy dotąd mnie nie oszukał. Od lat przyglądamy się z uwagą wspólnotom, charyzmatykom, rozeznajemy owoce ich posługi. Jako Kościół mamy misję, mandat do tego, by posługiwać w mocy Ducha Świętego. Jeśli oprzemy się mocno na słowie Bożym i magisterium Kościoła, nie będziemy obawiali się nowych form, jakie przynosi Duch Święty. Charyzmatyczność jest tym nowym żarem, o którym mówił Jan Paweł II, definiując nową ewangelizację (nowe formy + nowe metody + nowy zapał). Lęk przed nowym nie jest dobrym doradcą. Nie trzeba się bać! Otwarcie się na Ducha Świętego musi zadziałać. Musi „hulać”. Jeśli będziemy posłuszni Duchowi, On roznieci w nas żar i będziemy zdobywali parafię po parafii.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Marcin Jakimowicz