O tym, dlaczego Bóg miał słabość do pasterza, o którym zapomniał rodzony ojciec, z Maciejem Wolskim rozmawia Marcin Jakimowicz.
Nowy powiew? Czy po Światowych Dniach Młodzieży coś się zmieniło? Nastąpił jakiś przełom?
Jestem głęboko przekonany, że tak. Przez cały rok doświadczam takiego wewnętrznego poruszenia. Czuję, że Duch Święty wprowadza nową jakość. Widzę to w naszej wspólnocie, widziałem w czasie ŚDM, gdy Kościół wyszedł na ulice… Ja nie wierzę w przypadki. Nie wierzę na przykład, że prezydent Andrzej Duda, który podnosi Hostię spadającą z ołtarza, to zwykły przypadek. W przestrzeni duchowej nie ma przypadków.
Dawid nie bał się potyczki „w świetle reflektorów” z Goliatem, bo stoczył wiele ukrytych bitew, gdy nikt go nie widział. „Gdy przyszedł lew lub niedźwiedź i porwał owcę ze stada, biegłem za nim, uderzałem na niego i wyrywałem mu ją z paszczęki, a kiedy on na mnie napadał, chwytałem go za szczękę, biłem i uśmiercałem”.
To kwintesencja tego spektakularnego zwycięstwa! Najważniejsze bitwy wygrywamy w domu, gdy nikt nas nie widzi. To klucz do naszego życia. Myślę, że Bóg powołuje nas ze względu na wybory, których dokonujemy w ukryciu. Patrzy na nas, bada nasze serce i mówi: „OK. Widzę, że w ukryciu prowadzisz takie życie. Mogę ci zaufać”.
Kto w małej rzeczy będzie wierny…
Dokładnie tak było z Dawidem. Bóg widział małego pasterza na polach Betlejem. Widział, jak bardzo walczy o każdą owcę, i powiedział: „Mogę mu zaufać. To będzie pasterz Izraela!”. Co ciekawe, Bóg najpierw wybiera króla Saula, by był pasterzem nad Izraelem, a zaraz potem wybiera… pasterza, by został królem.