"Módlcie się czasem za mnie. Zostańcie z Bogiem. Już idę. Bardzo przepraszam za wszystko".
24 sierpnia 1942 roku pięciu młodych ludzi z oratorium w Poznaniu, po niesprawiedliwym procesie, pobycie w kilku więzieniach, zostało zgilotynowanych na dziedzińcu więzienia w Dreźnie. 13 czerwca 1999 roku w Warszawie św. Jan Paweł II ogłosił ich błogosławionymi. Pochodzili z rodzin ubogich i szlacheckich. Oratorium przy Wronieckiej 9 w Poznaniu, utworzone przez salezjanów, stało się dla nich drugim domem. Czesław Jóźwiak, Edward Kaźmierski, Franciszek Kęsy, Edward Klinik i Jarogniew Wojciechowski czynnie włączali się w jego życie.
Czesław Jóźwiak był związany z salezjanami od 10 roku życia. Był prezesem Towarzystwa Niepokalanej, organizował zawody sportowe, śpiewał w chórze. Podczas wojny związany był z konspiracją, był szefem oddziału Narodowej Organizacji Bojowej, do której zaprzysiągł czwórkę kolegów. Chciał zostać salezjaninem.
Edward Kaźmierski był najbardziej barwną postacią z "piątki". Grał główne role w przedstawieniach oratoryjnych, komponował i śpiewał w chórze, grał na skrzypcach i fortepianie, pisał pamiętnik, grywał w piłkę. Młodszym kolegom w oratorium imponował, że zna się na samochodach. Nigdy nie chciał być księdzem. Do Wspomożycielki modlił się, by znalazła mu towarzyszkę życia. Po wybuchu wojny wstąpił do wojska jako ochotnik, ale nie zdążył założyć munduru. Gdy już był w więzieniu i zdawał sobie sprawę z tego co go czeka, w jednym z listów napisał do rodziny: "Jakaż to siła, ta nasza wiara. (...) Jestem na wszystko przygotowany, bo wiem, że wszystkim Bóg kieruje, dlatego we wszystkim widzę niepojęte myśli Boże".
Bł. Czesław Jóźwiak i bł. Edward Kaźmierski. Fotoreprodukcja z książki "Wierni do końca. Studia i materiały źródłowe o Piątce Poznańskiej (...)". Franciszek Kęsy był animatorem życia religijnego. Codziennie służył do Mszy, wieczorami odmawiał różaniec. Chciał zostać salezjaninem, jednak słabe zdrowie mu w tym przeszkodziło. Nie udało mu się zaciągnąć do wojska podczas kampanii wrześniowej. Do momentu aresztowania pracował w zakładzie malarskim. Do końca nie stracił swojego poczucia humoru, ale też zdawał sobie sprawę ze swoich słabości.
Edward Klinik był najstarszy i najbardziej poważny z całej "piątki". Jako jedyny był uczniem szkoły salezjańskiej. Pozornie skryty, ale kryła się za tym głębia ducha. Więcej o Kliniku TUTAJ.
Jarogniew Wojciechowski był najmłodszy z całej "piątki". W oratorium był ministrantem, grał na fortepianie i zajmował się młodszymi kolegami. Jego życie w więzieniu było szczególnie naznaczone krzyżem. Ojciec Andrzej był alkoholikiem, porzucił rodzinę, gdy chłopiec miał 11 lat. Pomimo tego, Jarogniew pytał o niego w listach z więzienia. W dzień po aresztowaniu, jego siostra została zwolniona z pracy. Był bity do nieprzytomności, a gdy trafił do więzienia w Spendau Boże Narodzenie spędził stojąc po pas w wodzie w karcerze. Przez rok jego siostra taiła przed nim fakt, że matka zmarła. Dopiero kilka miesięcy przed własną śmiercią mógł się modlić za jej dusze. Był ostatnim z "piątki", na którym 24 sierpnia 1942 roku wykonano wyrok śmierci. Musiał patrzeć na śmierć kolegów.
Chłopcy z Piątki Poznańskiej łączyli w sobie wartości wychowania salezjańskiego i polskiej tradycji wierności Bogu i Ojczyźnie. Stali się przykładem wierności do końca.
Bł. Edward Klinik i bł. Franciszek Kęsy. Fotoreprodukcja z książki "Wierni do końca. Studia i materiały źródłowe o Piątce Poznańskiej (...)". Oto ich listy pisane na kilka minut przed śmiercią:
"Moi Najdrożsi Rodzice, Janko, Bracie Adzio, Józef
Właśnie dzisiaj, tj. 24, w dzień Maryi Wspomożycielki otrzymałem Wasze listy, przychodzi mi rozstać się z tym światem. Powiadam Wam, moi drodzy, że z taką radością schodzę z tego świata, więcej aniżeli miałbym być ułaskawionym. Wiem, że Maryja Wspomożyciela Wiernych, którą całe życie czciłem, wyjedna mi przebaczenie u Jezusa. Przed chwilą wyspowiadałem się i zaraz przyjmę Komunię świętą do swego serca. Ksiądz będzie mi błogosławił przy egzekucji. Poza tym mamy tę wielką radość, że możemy się przed śmiercią wszyscy widzieć. Wszyscy koledzy jesteśmy w jednej celi. Jest 7.45 wieczorem, o godz. 8.30, tj. pół do dziewiątej zejdę z tego świata. Proszę Was tylko, nie płaczcie, nie rozpaczajcie, nie przejmujcie się. Bóg tak chciał. Szczególnie zwracam się to Ciebie, Matusiu Kochana, ofiaruj swój ból Matce Bolesnej, a Ona ukoi Twe zbolałe serce. Proszę Was bardzo, jeżeli w czym Was obraziłem, odpuśćcie mej duszy. Ja będę się za Was modlił do Boga o błogosławieństwo i o to, abyśmy kiedyś razem mogli zobaczyć się w niebie. Tutaj składam pocałunki dla każdego z Was. Do zobaczenia w niebie.
Wasz syn i brat
Czesław"
"Moja Najukochańsza Mamusiu i najmilsze siostry!
Pożegnalny Wasz list odebrałem, za który Wam serdecznie dziękuję i który bardzo mnie ucieszył, że pogodziliście się z wolą Bożą. O, dziękujcie Najłaskawszemu Zbawcy, że nie wziął nas nieprzygotowanych z tego świata, lecz po pokucie, zaopatrzonych Ciałem Jezusa w Dzień Maryi Wspomożenia Wiernych. O, dziękujcie Bogu za Jego niepojęte miłosierdzie. Dał mi spokój. Pogodzony z Jego Przenajświętszą Wolą schodzę za chwilę z tego świata. Wszak On tak dobry, przebaczy nam.
Dziękuję Tobie, Mamusiu, za błogosławieństwo. Bóg tak chce. Żąda od Ciebie tej ofiary. O, złóż ją, Mamusiu, za mą duszę grzeszną. Przepraszam Was za wszystko z całego serca. Ciebie, kochana Mamusiu i Was, kochane Siostry i Szwagrze. Przepraszam wszystkich, którym zawiniłem i proszę pokornie o przebaczenie. Proszę o modlitwę, całuję Cię, Najukochańsza Matusiu, całuję Was najdroższe Marysiu, Helciu, Ulko, Kaziu, Anielko i Bożenko. Do zobaczenia w niebie!
Błagam Was, tylko nie płaczcie, bo każdy Wasz płacz nic mi nie pomoże; raczej do Boga módlcie się o spokój mej duszy. Kochany Heniu, przebacz wszystko. Dziękuję Ci za wszystko. Niech Tobie Bóg błogosławi i nagrodzi w opiece i pocieszeniu mej drogiej Matusi. Żegnam wszystkich krewnych, znajomych, kolegów - do zobaczenia w niebie - i proszę o modlitwę.
Bóg tak chciał. Niech Was wszystkich ma w swojej opiece Dobry Bóg, Matka Jego Najświętsza, św. Józef, św. Jan Bosko. Do upragnionego zobaczenie w niebie.
Wasz kochający syn i brat
Edek
Zostańcie z Bogiem!"
"Moi Najukochańsi Rodzice i Rodzeństwo
Nadeszła chwila pożegnania się z Wami i to właśnie w dniu 24 sierpnia, dzień Maryi W[spomożycielki] W[iernych]. Och, jaka to radość dla mnie, że już odchodzę z tego świata i to tak, jak powinien umierać każdy. Byłem właśnie przed chwilą u spowiedzi świętej, za chwilę zostanę posilony Najśw. Sakramentem. Bóg Dobry bierze mnie do siebie. Nie żałuję, że w tak młodym wieku schodzę z tego świata. Teraz jestem w stanie łaski, a nie wiem, czy później byłbym wierny mym przyrzeczeniom Bogu oddanym. Kochani Rodzice i Rodzeństwo, bardzo Was przepraszam raz jeszcze z całego serca za wszystko złe i żałuję za wszystko z całego serca, przebaczcie mi, idę do nieba. Do zobaczenia, tam w Niebie będę prosił Boga.
Właśnie przyjąłem Najśw. Sakrament. Módlcie się czasem za mnie. Zostańcie z Bogiem.
Wasz syn
Franek.
Już idę. Bardzo przepraszam za wszystko."
"Najukochańsi Rodzice! Mamuńciu, Tato, Marysiu, Heńku!
Dziwne są wyroki Boże, lecz musimy się zawsze z nimi pogodzić, gdyż wszystko to jest dla dobra naszej duszy. Moi kochani, dziwna jest wola Jezusa, że zabiera mnie już w tak młodym wieku do siebie, lecz jakże szczęśliwa będzie dla mnie ta chwila, w której będę miał opuścić tę Ziemię. Jakże mogę się nie cieszyć, że odchodzę do Pana i mojej Matuchny Najświętszej zaopatrzony Ciałem Jezusa. Do ostatniej chwili Maryja była mi Matką. Teraz, kiedy Ty, Mamuńciu, nie będziesz mnie miała, weź Jezusa Matko, oto Syn Twój, Kochana Mamuńciu, dziękuję Tobie serdecznie za ostatnie błogosławieństwo i modlitwy. Pocztówkę odebrałem. Moi kochani, nie rozpaczajcie nade mną i nie płaczcie, gdyż ja jestem już z Jezusem i Maryją. Do ostatniej chwili z moją silną wiarą w sercu idę spokojnie do wieczności, gdyż nie wiadomo, co by mnie tutaj na ziemi czekało. Was proszę, moi kochani, o modlitwę za moją grzeszną duszę, proszę Was o przebaczenie mych grzechów młodości. Ściskam Was i całuję z całego serca i z całej duszy. Wasz zawsze kochający Syn i brat Edzio. Do zobaczenia się w niebie z Matuchną, Jezusem i św. J. Bosko. Ja zrozumiałem moje życie dokładnie, poznałem powołanie życiowe i cieszę się, że w niebie się odwdzięczę. Wasz Edziu. Wszystkich ściska i całuje
Edziu."
"Najdroższa Liduś!
Z całego serca dziękuję Wam, tj. Liduś Tobie, Heniowi i Irce, i wszystkim tym, którzy o mnie raczyli pamiętać w chwilach życia. Poznałem i przejrzałem dokładnie życie Matusi, Ojca, Twoje i swoje i dlatego jestem pewny, że będziesz się raczej ze mną cieszyć, a nie rozpaczać, bo dostępuję nadzwyczajnej łaski Bożej i odchodzę poznawszy gruntowne moją przeszłość, bez najmniejszego żalu.
Świat, życie i ludzi również poznałem i dlatego dzisiaj, Kochana, najmilsza Liduś, bądź pewna, że Ty sama na tej ziemi nie zostajesz. Ja i Mamusia jesteśmy zawsze przy Tobie. O jedno Cię proszę, uczucia w każdej chwili Twego życia powierzaj tylko Jezusowi i Maryi, bo u Nich znajdziesz ukojenie. Ludzi nie przeceniaj zbyt w dobrym ani w złym. Pomyśl, jakie prawdziwe szczęście! Odchodzę zjednoczony z Jezusem przez Komunię świętą. W tej ostatniej mojej Komunii św. myślę o Tobie i ofiaruję ją za Ciebie i za siebie z tą nadzieją, że cała nasza rodzina bez wyjątku będzie szczęśliwa tam u Góry.
Proszę Cię, proś Ojca naszego o przebaczenie wszystkiego, co uczyniłem złego z tym zapewnieniem, że zawsze go kochałem. W ostatniej chwili przebaczenia i modlitwy jestem z Tobą stale. Idę już i oczekuję Cię tam w Niebie z Matusią najmilszą.
Trudno, nie mogę więcej pisać. Módlcie się wszyscy za mnie, a ja odwdzięczę się Wam wszystkim tam u góry. Jezus, Maryja Józef.
Zawsze kochający Cię brat
Jarosz.
Dla wszystkich pozdrowienia i uściski".
Od prawej Jóźwiak, Klinik, piąty Kaźmierski, szósty Kęsy. Fotoreprodukcja z książki "Wierni do końca. Studia i materiały źródłowe o Piątce Poznańskiej (...)" pod red. R. Sierchuły i ks. J. Wąsowicza SDB, Poznań 2012.