Jedni lubią przyłożyć Franciszkowi, drudzy Franciszkiem okładają innych. I jednym, i drugim trudno będzie przeżyć wizytę papieża w Polsce.
20.07.2016 08:55 GOSC.PL
Dużo tego było. Od kwestionowania ważności wyboru po kreowanie konfliktu między papieżem a „nacjonalistycznym” katolicyzmem. Trudno dziś powiedzieć, czy w Polsce przeważają ci, którzy na Franciszka patrzą podejrzliwie od momentu jego „Dobry wieczór” w dniu wyboru (zgorszenie, że papież mówi ludzkim językiem…), czy więcej jest tych, którzy Franciszka traktują jako dobre narzędzie do przywalenia oponentom (ewangeliczny papież kontra zaściankowy polski Kościół). Jest nadzieja, że zdecydowana większość, to jednak ci, którzy po prostu traktują Franciszka i przyjmują to, co mówi, zupełnie dosłownie i na serio; którzy nie wyrywają z kontekstu zdań z improwizowanych wywiadów na pokładzie samolotu, tylko sięgają do jego najgłębszych i nierzadko zaskakujących (jak to w żywym Kościele, który nasłuchuje Ducha Świętego) tekstów; którzy – z drugiej strony – nie zacierają rąk w oczekiwaniu na gorzkie słowa wyrzutu pod adresem „odległego od Ewangelii” polskiego Kościoła (choć taki wyrzut każdemu z nas się przyda). Którzy po prostu widzą we Franciszku Piotra, trzymającego stery łodzi, którą razem płyniemy.
Nie, to nie znaczy, że nie można mieć pytań do Franciszka. Można. Nie wszystko jest jasne i nieraz jego wypowiedzi, także te autoryzowane, wywołują kolejne pytania. Zwłaszcza gdy dotyczy to spraw, które nie angażują nieomylności papieża (tak było np. z wypowiedziami dotyczącymi islamu). I w tym też nie ma nic gorszącego. Przecież nawet św. Paweł publicznie upominał św. Piotra, gdy ten zachował się dwulicowo. Czym innym jednak jest niemal programowe czyhanie na kolejne „wpadki” Franciszka i brak dobrej woli, próby zrozumienia tego, co tak naprawdę chce powiedzieć Kościołowi. Tak, nie tylko światu, ale też Kościołowi. Bo nie tylko świat potrzebuje proroków. Potrzebuje ich również Kościół, żeby nie zamienić się w klub miłośników wzniosłej tradycji. Z ograniczoną liczbą klubowiczów. Tak samo nie mają sensu próby przeciwstawienia Franciszka wszystkiemu, co tradycyjne, oswojone, mówiąc wprost: nasze. Franciszek, nawet chcąc pobudzić nasz Kościół, nie chce powiedzieć nam: wszystko, co dotąd robiliście, było ślepą uliczką.
Dlatego trudno będzie i jednemu, i drugiemu „obozowi świętych” przeżyć spotkanie z Franciszkiem. Bo warunkiem dobrego przeżycia jest po pierwsze zaufanie – że to jednak zastępca Chrystusa na ziemi – a po drugie, słuchanie jego słów w odniesieniu do samego siebie, a nie wyłapywanie „szpilek”, którymi można poranić innych.
Pozostaje wierzyć, że zdecydowana większość Polaków zechce po prostu posłuchać, co papież ma do powiedzenia KAŻDEMU z nas.
Jacek Dziedzina