Mała Mała Tereska, mała Teresa Wielka, Kasia ze Sieny i Helenka Kowalska. Janek Bosco, Franek Forgione (późniejszy o. Pio) i Rajmund Kolbe. Już jako brzdące rozmawiali z Bogiem o najważniejszych sprawach pod słońcem.
Ich zażyłość z niebem zawstydzała otoczenie i wprawiała je w zakłopotanie. Już jako dzieci mieli znakomity kontakt z Bogiem, a często to właśnie wtedy poznawali swą życiową misję.
Tron nad dachem
„Uspokój się! walczyłem przed laty z Łukaszem, który nie mógł w spokoju dotrwać do końca Mszy Świętej. Gdy Katarzyna ze Sieny była w twoim wieku, na dachu kościoła ujrzała kiedyś samego Jezusa”. „I co? – zainteresował się mój syn. – Poprosiła Go o moc zamrażania wszystkiego dookoła?”. Zgłupiałem. A potem dałem za wygraną.
Siena, perła Toskanii. Promienie słońca ślizgają się po prążkowanej, czarno-białej katedrze. Nieopodal w gigantycznej bazylice San Domenico tłumy turystów przyglądają się relikwiom św. Katarzyny ze Sieny. To właśnie nad potężnym dachem kościoła św. Dominika 6-letnia Caterina ujrzała coś, co radykalnie odmieniło jej życie. Na szczycie świątyni zobaczyła potężny tron. Siedział na nim Jezus. Po roku siedmiolatka ślubowała Mu dozgonną wierność i zachowanie dziewictwa.
„Podniósłszy oczy, zobaczyła naprzeciwko ponad szczytem kościoła Braci Kaznodziejów w powietrzu przepiękną komnatę, po królewsku urządzoną, w której Zbawiciel świata Pan Jezus Chrystus siedział na królewskim tronie. Odziany w pontyfikalne szaty, na głowie miał tiarę, to znaczy monarszą i papieską mitrę. Byli przy nim książęta Apostołów Piotr i Paweł, a także Ewangelista Jan. Gdy to zobaczyła, stanęła zdumiona i nie odrywając wzroku od Zbawiciela, wpatrywała się w Niego szeroko otwartymi oczami, pełnymi miłości. On zaś, który po to się tak cudownie ukazał, by miłosiernie wzbudzić jej miłość ku sobie, skierował ku niej oczy swego majestatu i uśmiechając się przyjaźnie, wyciągnął prawą rękę ku Niej i zwyczajem przełożonych uczynił znak krzyża, udzielając jej daru swego wiecznego błogosławieństwa. Z miejsca porwana w zachwycie i przemieniona w Tego, którego z miłością oglądała, zdawała się nieświadoma drogi ani nawet siebie” pisał w żywocie świętej Rajmund z Kapui.
Urodziła się 25 marca 1347 roku jako 24. dziecko w rodzinie. Siena była wówczas miastem większym od Paryża czy Londynu. Jako kilkulatka nosiła w sobie tajemnicę, której nie rozumiało jej najbliższe otoczenie. Od najmłodszych lat zdumiewała i przerażała rodziców. Pościła, umartwiała się, biczowała, spędzała długie godziny na rozmowie z Jezusem. Nie pomagały fortele rodziny, by wywieźć ją „do wód”. Modliła się w kaplicy, którą urządziła w rodzinnym domu, i w gigantycznej bazylice św. Dominika. Kiedyś w czasie snu ujrzała patrona świątyni, który wręczał jej dominikański habit. Jako pięciolatka nauczyła się modlitwy „Ave Maria” i często ją powtarzała. „Z niebieskiego natchnienia zaczęła, wchodząc czy schodząc ze schodów, na każdym stopniu klękać i pozdrawiać Błogosławioną Dziewicę. Wyznała mi to w tajemnicy na spowiedzi, kiedy nadarzyła się okazja” wspominał Rajmund z Kapui.
Sen mara, Bóg wiara?
Spacerował po linie, wdrapywał się na drzewa, przeżył wiele zamachów na swoje życie, a jego działalność wielokrotnie była torpedowana. Doprowadzał do furii masonów z Turynu.
Hasło: „Jan Bosco”. Odzew: „Młodzież”. To pierwsze skojarzenie. I słusznie. Założyciel salezjanów stworzył nowy model wychowania, które dotąd oparte było przede wszystkim na systemie surowych kar. O swej życiowej misji dowiedział się jako dziesięciolatek. W czasie snu. „Bóg w widzeniu sennym objawił mi moją misję” opowiadał twórca oratorium pod Turynem. Podobnych proroczych snów miał zresztą więcej.
W śnie na rozległej łące zobaczył tłum chłopców. Jedni bawili się, wybuchali śmiechem, inni przeklinali. Mały Janek rzucił się na tych ostatnich z krzykiem, chcąc ich uciszyć. I wtedy – jak wspominał ukazał mu się mężczyzna. Jego twarz jaśniała. Kazał mu stanąć na czele tej czeredy. „Nie biciem, ale łagodnością i miłością będziesz musiał pozyskać sobie nowych przyjaciół” wyjaśnił. Chłopczyk na chwilę posmutniał, bo poczuł się kompletnie niezdolny do wykonania zadania, ale mężczyzna pokazał mu nauczycielkę, pod okiem której miał poznać Bożą pedagogikę.
Do końca życia Jan Bosco był całkowicie oddany Maryi. Jako dziecko nie mógł usiedzieć w miejscu. Widząc, jak wielkim zainteresowaniem cieszą się występy kuglarzy i cyrkowców, w wolnym czasie szedł do miejsc, gdzie ci popisywali się swoimi sztuczkami, i zaczynał ich naśladować. A potem zbierał sąsiadów i zabawiał ich w niedziele i świąteczne popołudnia, przeplatając swoje kuglarskie popisy modlitwą, pobożnym śpiewem i „kazaniem”, które wygłaszał. Miał fenomenalną pamięć, więc niczym dyktafon odtwarzał homilie usłyszane w kościele.
Marcin Jakimowicz