"Skąd jesteś, Pani?" "Jestem z nieba" powiedziała Maryja trojgu pastuszkom, 99 lat temu w Fatimie.
13 maja 1917 roku Maryja po raz pierwszy ukazała się trojgu pastuszkom w Portugalii, w małej wiosce w Cova da Ira. Łucja, Franciszek i Hiacynta jak co dzień szli polną ścieżką w dół zbocza, aby wypasać swoje owce. Pobożne dzieci zawsze w południe odmawiały Anioł Pański, ale że nie umiały jeszcze dobrze modlitw, powtarzały tylko "Ave Maria, Santa Maria" trzy razy. To wystarczyło. Matka Boża z wielką misją przybyła do nich cicho, jak lekki powiew wiatru i "wylądowała" na niskim drzewku. - Skąd jesteś Pani? - zapytały dzieci, widząc tak niezwykłego gościa. - Jestem z nieba - powiedziała Maryja.
Najświętsza Panienka nie przedstawiła się od razu, zamiast tego poprosiła dzieci, aby przychodziły tu każdego 13-go dnia miesiąca, aż do października i modliły się na różańcu do Matki Bożej Różańcowej. Wówczas, ostatniego dnia powie im, kim jest i sprawi wielki cud. Zabawne, że Maryja w swojej ogromnej pokorze, i z Bożego nakazu, nie wyjawiła swego imienia, ale mimo wszystko prosiła, aby dzieci modliły się do Niej. "Serce Maryi, otchłani pokory, módl się za nami" jak jest napisane w litanii do Niepokalanego Serca Maryi przez kardynała Johna Henrego Newmana. Tak, Jej pokora jest niezmierzona. Bardziej pokorny jest tylko Bóg, który uniżył się do postaci chleba.
Maryja zapytała dzieci, czy nie zechciałyby znosić cierpień za nawrócenie biednych grzeszników, których niezliczone rzesze trafiają do piekła, bo nikt się za nich nie modli. Nie powiedziała: macie się modlić! Inaczej czeka was piekło! Ale delikatnie poprosiła, czy nie miałyby nic przeciwko. Maryja nigdy się nam nie narzuca, Bóg nigdy się nie narzuca. Jego głos jest bardzo cichy, a gdy wyraźnie powiemy Mu "nie", umilknie, ale, całe szczęście, nie na zawsze, gdyż On do końca o nas walczy. Dzieci ochoczo się na to zgodziły i podtrzymywane potężną łaską Pani z Nieba, umartwiały się, jak umiały, a to poszcząc, a to obwiązując się w pasie sznurem. Znosiły cierpliwie urągania i złośliwe komentarze sąsiadów, którzy naśmiewali się z "nawiedzonych" dzieci. Były nawet gotowe ponieść śmierć, kiedy z powodu zamieszania wznieconego przez zagorzałych przeciwników objawień, trafiły do więzienia. Mali bohaterowie zostali nastraszeni przez komisarza, że czeka ich straszliwa śmierć w potwornych mękach i po kolei zabierał każde z nich do ciemnego pokoju. W końcu została tylko Łucja, najstarsza, nieświadoma tego, że jej przyjaciele czekają za ścianą, bo komisarz przekonał ją, że przez nią Franciszek i Hiacynta nie żyją. Ale ona mimo ciężaru tej "zbrodni" nie wyjawiła tajemnicy, którą Matka Boża jej przekazała. Zrezygnowany komisarz puścił dzieci do domu. Nastraszenie nie udało się, a i on sam zdziwił się nad odwagą dzieci. Tak, taką odwagę mogą mieć tylko ci, co widzieli niebo. Po tym, nic już nie jest takie same. Ani zbyt przerażające. Nawet śmierć.
Ludwika Kopytowska /fatima.pl