Patrząc na charakterystyczne przypory paryskiej katedry reflektuję: by budować trwale, muszę nieustannie opierać swe życie na solidnym gruncie, na skale.
Stojąc na wprost ołtarza dostrzegam polski akcent. To tablica przypominająca, ze w tym właśnie miejscu w dniu 10 września 1573 roku Henryk de Valais (Walezjusz) zaprzysiągł przed posłami Artykuły Henrykowskie, zgadzając się tym samym na objęcie tronu Rzeczypospolitej jako król Henryk I. Idąc dalej zauważam z jego lewej strony bogato rzeźbione, barokowe stalle i tron biskupi pochodzą z przebudowy, jakiej dokonał w początku XVIII w. król Ludwik XIV, realizując wcześniejsze o 60 lat śluby swego ojca. Ludwik XIII bowiem, nie mogąc doczekać się potomka, przyrzekł Matce Boskiej wybudować wielki ołtarz i wyposażyć prezbiterium, jeśli urodzi mu się syn. Późniejszy "Król-Słońce" w 60 lat po ślubowaniu ojca wypełnił obietnicę. Po rewolucyjnych spustoszeniach ocalała tylko część rzeźbionych stalli. Są piękne, a swą bogatą ornamentyką podkreślają charakter i urodę tego miejsca.
Wiem, że katedra słynie na cały świat ze swych organów. Odwracam się, zadzierając do góry głowę, by chociaż je dostrzec. Doczytałam, że pochodzą z XVIII wieku i zbudowane zostały z ponad 7300 piszczałek i posiadające 5 klawiatur. Na wykonanie sklepienia zużyto 1300 dębów. Cyfry za każdym razem robią na mnie szalone wrażenie. Taka ilość drzew to przecież jakieś 21 hektarów lasu!
Ech... długo by wymieniać wszystkie detale zdobiące katedrę czy nazwiska autorów dzieł wypełniających ściany naw czy kaplic. Kocham zwiedzać, poznawać i zapamiętywać szczegóły, ale nie tylko o nich chcę tu powiedzieć. Dla dopełnienia opisu dodam tylko, że aktualnie katedrę Notre-Dame odwiedza zdecydowanie więcej turystów - aby podziwiać jej walory architektonicznie - niż katolików, by się pomodlić. Władze państwowe wpisując katedrę na listę obiektów "pod ochronę" bardziej zadbało o rozwój gigantycznego przemysłu turystycznego, mniej o potrzeby religijne Francuzów. I widać to na każdym kroku. Katedra jest własnością państwa, nie jest zaś kościołem parafialnym. Stąd, z bardzo rzadkimi wyjątkami, nie udziela się w niej sakramentów (w ostatnim czasie do takich należały pogrzeb marszałka Focha, prezydentów Poincare i Mitteranda czy pisarza Paula Claudela). Obiekt pełni wyłącznie funkcje reprezentatywne. Organizuje się tu wielkie koncerty czy wspaniałe uroczystości. Bolesne to lecz prawdziwe. Obrazu "nędzy" dopełniają statystyki. Wg nich w roku 2010 we Francji było 60,4% katolików, w tym systematycznie praktykujących tylko 4,5% ludności oraz 7,5% wyznawców islamu. Pozostała ludność to osoby niewierzące lub wyznawców różnych religii, przy czym każda z tych religii skupia poniżej 0,5% ludności. Obecnie statystyki te wyglądają jeszcze gorzej.
Trzeba pamiętać, że przeciętny mieszkaniec miasta został wychowany w laickiej szkole, przez całe swoje życie na co dzień spotykał się z symboliką masońską, a w swoim środowisku zna kilku wolnomularzy. Statystyczny paryżanin z przyjemnością w sobotę lub w niedzielę pójdzie na spacer wzdłuż Sekwany i z podziwem spojrzy na katedrę Notre-Dame, ale pewnie nie zainteresuje się wyburzanymi obok kościołami. Francja, niegdyś ukochana córka Kościoła, dziś znajduje się na skraju przepaści i dogorywa nękana z jednej strony rządzącym nią lewicowym ateizmem i sekularyzacją, które od dekad władają tamtejszym społeczeństwem, a z drugiej strony inwazją islamu.
Upadek kościoła we Francji staje się faktem. Udział wiernych w życiu wspólnoty religijnej staje się coraz mniejszy i kurczy. Dochodzi do sytuacji, w których piękne świątynie są nie tylko zamykane, ale wręcz burzone. Innym, którym udaje się ocaleć, zamieniane są na budynki użyteczności publicznej np. sale koncertowe.
Małgorzata Głowacka