Przeżywana w tym roku 1050. rocznica chrztu Polski winna być inspiracją do refleksji nad naszą tożsamością w obliczu wyzwań, przed którymi staje świat - powiedział PAP przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, metropolita poznański abp Stanisław Gądecki.
Rafał Pogrzebny: Jak z perspektywy Poznania, siedziby pierwszego polskiego biskupstwa, ocenia ksiądz arcybiskup stan świadomości Polaków odnośnie znaczenia przyjęcia chrztu przez Mieszka I?
Abp Stanisław Gądecki: Patrząc z perspektywy Poznania, trudno uciec przed refleksją wyrażoną przez św. Jana Pawła II właśnie w tym miejscu, podczas pielgrzymki do Ojczyzny w 1983 r. Papież powiedział wtedy: "Zdaję sobie sprawę, że miejsce, na którym stoję, odegrało podstawową rolę nie tylko w historii chrześcijaństwa, ale także w historii państwa i kultury polskiej. Katedra pod wezwaniem świętych Apostołów Piotra i Pawła świadczy o tym, że od początku Kościół na tej ziemi piastowskiej i w całej Polsce związał się z Rzymem. Z Rzymem - nie tylko jako stolicą Piotra, ale także jako ośrodkiem kultury. Stąd też kultura polska posiada znamiona nade wszystko zachodnioeuropejskie. Cieszę się, że mogę stanąć na tym miejscu, pośrodku najstarszej z ziem piastowskich, gdzie przed tysiącem z górą lat zaczęły się dzieje Narodu, Państwa i Kościoła".
Dziś, po przeszło 30 latach, słowa te powinny wybrzmieć ze szczególną siłą. Wówczas przypominały one o korzeniach naszej przeszło tysiącletniej kultury. Przypominały w trudnych latach osiemdziesiątych, latach zmagań o przyszły kształt Polski, o fundament naszej państwowości. Obecnie nasza świadomość kształtowana jest przez nowe warunki życia. Z jednej strony widzimy rozwój naszej Ojczyzny, sukcesy na różnych polach. Jednak z drugiej strony, wielu czuje się rozczarowanych i zagubionych. Wielu czuje bezradność i lęk wobec obcych nam wzorców kulturowych.
Dlatego przeżywana w tym roku 1050. rocznica chrztu Polski winna być inspiracją do refleksji nad naszą tożsamością w obliczu nowych wyzwań, przed którymi staje Polska, Europa i cały świat. Przed wiekami książę Mieszko postawił na wartości chrześcijańskie, które stały się integralną częścią naszej narodowej tożsamości. Dziś musimy stawiać sobie pytanie, na jakich wartościach chcemy budować przyszłość następnych pokoleń.
Jakie znaczenie miała decyzja Mieszka?
Skutkiem chrztu Mieszka dla Kościoła jest to, że ciągle realizuje on swoją misję i nieustannie rośnie jak w przypowieści Jezusa, z małego ziarenka staje się "wielkim drzewem". Jest też to, że dziś z Polski wyruszają kolejne zastępy misjonarzy, by nieść Ewangelię na "krańce świata". Nie byłoby ostatnio beatyfikowanych w Peru męczenników franciszkańskich, gdyby nie było chrztu Polski, od którego "wszystko się zaczęło".
Natomiast dla naszej Ojczyzny chrzest miał znaczenie fundamentalne. O ile Kościół bez chrztu Mieszka nadal byłby Kościołem, o tyle Polska bez tego chrztu, nie byłaby Polską. Dlaczego? Ponieważ to właśnie ten historyczny fakt wydobył nas niejako z niebytu przeszłości. Przyjęcie chrztu stało się początkiem kultury piśmiennej i jednoczenia plemion słowiańskich zamieszkujących te ziemie wokół wartości, które niosły pewien potencjał cywilizacyjny. Wartości te stanowiły solidny fundament, na którym Polska mogła oprzeć swoją tożsamość. Bez tych wartości, zamieszkujące te ziemie plemiona Słowian nie byłyby w stanie zachować swojej tożsamości wobec silnych wpływów cywilizacyjnych chrześcijańskiej Europy.
Według niektórych badaczy, Mieszko I, decydując się na przyjęcie chrztu, ogromnie ryzykował. Czy za decyzją pierwszego władcy Polski mogła stać nie tyle polityczna kalkulacja, co wiara?
W pytaniu tym pobrzmiewa współczesny sposób patrzenia na świat, w którym z jednej strony sprawy wiary religijnej chce się wyłączyć z życia publicznego, a z drugiej strony często traktuje się wiarę i przynależność do Kościoła instrumentalnie. Dziś przywykliśmy do tego, że politycy nieustannie kalkulują, co się bardziej opłaca, krytyka czy popieranie Kościoła. Często te zachowania nie mają wiele wspólnego z faktycznym przeżywaniem przez nich wiary.
W czasach Mieszka ten sposób przeżywania wiary nie był znany. Najpierw trzeba pamiętać, że wówczas nie było ateistów, to znaczy, że każdy w coś wierzył. Różne plemiona, różne ludy miały różnych bogów. Różnili się oni stopniem ingerowania w życie ludzie, sposobem zachowania a przede wszystkim okazywaną mocą. Oddając się pod opiekę jakiegoś bóstwa wierzono, że będzie ono mnie chronić i będzie moją siłą. Zatem gdy książę Mieszko decydował się na przyjęcie chrztu, można przypuszczać, że zdawał sobie sprawę, iż narazi się wielu czczącym dawne bóstwa, i że pociągnie to za sobą różne wyrzeczenia. Ale jednocześnie musiał wierzyć, że Chrystus jest Zbawicielem potężniejszym od innych bogów i to właśnie On potrafi przeprowadzić człowieka nawet przez dolinę śmierci. Musiał wierzyć, że tylko w Nim jest ostateczne zwycięstwo.
Jak dziś, 1050 lat później, wygląda chrześcijańska Polska?
Zależy, co bierzemy pod uwagę. Społeczeństwo każdego kraju jest żywym organizmem podlegającym nieustannym przemianom. Najpierw trzeba więc zwrócić uwagę na niekwestionowane pozytywne skutki decyzji Mieszka. Jesteśmy częścią cywilizacji łacińskiej, która wydała wspaniałe owoce, z których korzysta dziś cały świat, niezależnie od wyznawanej religii. To właśnie chrześcijaństwo wierne Bożemu nakazowi "czyńcie sobie ziemię poddaną" i świadome, że trzeba będzie "zdać sprawę z włodarstwa swego" dało impuls do rozwoju nauki, która odniosła tak spektakularne sukcesy.
Przeciwnicy wartości chrześcijańskich w tym momencie może zaprotestują, przywołując na pamięć tzw. "sprawę Galileusza", czy Darwina, ale nie zmieni to faktu, że te zmagania w poszukiwaniu prawdy miały miejsce w rodzinie chrześcijańskiej, bo to ta rodzina stworzyła intelektualny klimat takich sporów. To prawda, że po upadku cesarstwa rzymskiego, Europa kilka wieków nie mogła się podnieść, a wtedy rozwijała się chociażby kultura arabska, również na terenach dzisiejszej Hiszpanii.
Ostatecznie to wartości ewangeliczne okazały się skałą, na której zaczęły budować powstające narody Europy. Na wartościach ewangelicznych zaczęto opierać porządek społeczny i tworzyć kulturę. To szkoły przyklasztorne i katedralne dały początek uniwersytetom, począwszy od bolońskiego i paryskiego. Dziś mało kto pamięta, że wspaniałe współczesne laboratoria, jak samo słowo wskazuje, były miejscem pracy, trudu (labor) i modlitwy (oratorium). Odkrywanie praw przyrody traktowano jako pochylanie się nad wspaniałością Bożego stworzenia, za które człowiek, jako współpracownik Boga, musi być odpowiedzialny. Owoce tego pobożnego trudu są ewidentne. Dziś każdy człowiek nauki, niezależnie jaki ma stosunek do Pana Boga, korzysta z odkryć Keplera, Galileusza, Newtona, Pascala, Einsteina i wielu innych, którzy mogli rozwijać swoje talenty w atmosferze "chrześcijańskiej rodziny Europy".
Nie można jednocześnie nie zauważać, że chrześcijańskie fundamenty naszej kultury są dziś podważane i kwestionowane. W wielu środowiskach wręcz modne są wartości antychrześcijańskie. Nie jest to zjawisko nowe. Patrząc na historię, trzeba stwierdzić, że co jakiś czas pojawiają się pomysły, by w miejsce Bożego porządku rzeczy wprowadzać ludzkie recepty na życie szczęśliwe. To zaczęło się już od szatańskiej pokusy w raju: "Ty będziesz jak Bóg". Opłakane skutki ulegania tej pokusie są dobrze znane i potwierdzone przez liczne przykłady z historii. Odchodzenie od chrześcijańskich zasad życia, św. Jan Paweł II nazywał cywilizacją śmierci i przestrzegał przed nią. Dziś widzimy, że nie było to tylko metaforą papieża poety, ale opisem rzeczywistości, o której mówią dziś socjologowie. Nasza przyszłość staje pod znakiem zapytania. Narody Europy, a z nimi Polska, wymierają. W kontekście tej sytuacji widzimy, że decyzja Mieszka była jakby tchnieniem życia w tkankę naszego narodu.
Jak Kościół tłumaczy, że Mieszko I, pierwszy chrześcijański władca Polski, zapewne też chrystianizator nie został świętym tj. Stefan, władca Węgier, czy czeski książę Wacław?
Wśród kryteriów, które Kościół bierze pod uwagę podejmując decyzję o wyniesienie kogoś na ołtarze jest żywy kult, świadczący o tym, że dany człowiek pozostaje w pamięci, jako ktoś wyjątkowy ze względu na uczynione dobro. W przypadku Mieszka takiego kultu nie było. Być może związane to było z tym, że chociaż podjął decyzję o historycznym znaczeniu i jej owoce widzimy w całej wyrazistości z perspektywy czasu, sama postać Mieszka nie utrwaliła się w pamięci potomnych, jako wzór cnót chrześcijańskich. Nie zmniejsza to jednak jego zasług na polu chrystianizacji tych ziem i nie przeczy temu, że na miarę swoich możliwości starał się wcielać w życie ideały ewangeliczne.
Co pozostanie i co powinno pozostać po tegorocznym jubileuszu?
Uroczystym obchodom 1050. rocznicy chrztu Polski na stadionie w Poznaniu towarzyszyć będzie hasło: "Gdzie chrzest, tam nadzieja". Myślę, że ono doskonale streszcza to, co moglibyśmy nazwać oczekiwanymi owocami tych obchodów. Wielkim wyzwaniem współczesnych czasów w Europie i Polsce jest wspomniana już "kultura tymczasowości", jak ją nazywa papież Franciszek. Tym co łączy te tyleż modne dziś, co groźne postawy życiowe, to brak perspektyw na przyszłość, życie chwilą i koncentrowanie się na maksymalizowaniu doznań.
"Gdzie chrzest, tam nadzieja", bo fakt włączenia do Kościoła, otwiera na perspektywę życia wiecznego i tym samym niesie nadzieję pełni życia, nawet pośród trudów codzienności. To właśnie taka nadzieja pozwalała pierwszym chrześcijanom stawiać czoła przeciwnościom i mozolnie budować zręby Bożego Królestwa na gruzach pogańskiego świata. To właśnie taka nadzieja stała się fundamentem naszej państwowości, wprowadzając kraj Polan do kręgu cywilizacji łacińskiej i ukazując sens oraz wartość dźwigania krzyża. "Cywilizacja śmierci" i "kultura tymczasowości" z definicji nie mają przyszłości, ponieważ nie niosą trwałych wartości i prawdziwej nadziei.
Jeżeli więc chcemy odpowiedzialnie spojrzeć w przyszłość, trzeba nam wrócić do źródeł chrzcielnych naszej Ojczyzny, odnowić swoje przyrzeczenia chrzcielne i umocnić naszą chrzcielną tożsamość. Do tego mają nas inspirować uroczyste obchody 1050. rocznicy chrztu Polski.