Nawet współbracia i przyjaciele zamordowanych franciszkanów nie potrafią wytłumaczyć fenomenu ich ogromnej popularności. Błogosławieństwo płynie strumieniami.
Gdy kolejna osoba opowiedziała mi o niezwykle żywym kulcie, jaki wybuchł tuż po wyniesieniu na ołtarze zamordowanych przez bojówki Świetlistego Szlaku Zbigniewa Strzałkowskiego i Michała Tomaszka, postanowiłem sprawdzić prawdziwość tych pogłosek. Moi tajni informatorzy nie przesadzali…
Jak działa promieniowanie świętości? Świetnie pokazuje to historia Antoniego, który wraz z o. Pio i św. Ritą okupuje pierwsze miejsca rankingów najpopularniejszych świętych. Jako młodziutki chłopak wstąpił do Kanoników Regularnych. Wróżono mu wielką karierę. Wszystko zmieniło się, gdy poznał pięciu franciszkanów. Szli do Maroka, by… głosić Ewangelię muzułmanom. Ich prosty, pogodny styl życia zrobił na kanoniku regularnym wrażenie. Rok później do klasztoru dotarła wieść, że wszyscy zginęli śmiercią męczeńską. Czy Antoni przeraził się i zabarykadował w swojej celi? Przeciwnie! Postanowił… wstąpić do zakonu franciszkanów! Zaraził się misją głoszenia słowa i również chciał ruszyć do Maroka.
Czytam tę historię i widzę twarze franciszkanów konwentualnych, z którymi rozmawiałem w Krakowie. Iluż z nich opowiadało, że śmierć ich braci zamiast zamykać w skorupie lęku, dodaje skrzydeł. – Potężnym świadectwem była dla mnie śmierć Michała i Zbigniewa – opowiadał o. Mariusz Orczykowski. – Zrodziła się we mnie myśl: jeśli mam być zakonnikiem, to takim jak oni. Radykalnym. Nie chcę życia tanio sprzedać.
Szturm do nieba
Poczta w Krakowie (dzielnica Grzegórzki) nie narzeka na brak roboty. To, co dzieje się po beatyfikacji ojców Zbigniewa i Michała, wprawia w zdumienie wszystkich, na czele ze współbraćmi męczenników. Choć od beatyfikacji minęły zaledwie dwa miesiące, franciszkanie wydrukowali już 91 tys. obrazków z dołączonymi relikwiami drugiego stopnia (to fragmenty ubrań męczenników). I non stop wysyłają je w świat. – Jesteśmy zasypani listami – uśmiecha się brat Jan Hruszowiec. – Zbyszek jako człowiek, który zajmował się chorymi, proszony jest o wstawiennictwo przez osoby zmagające się z cierpieniem, a otoczony dziećmi Michał (maluchy go uwielbiały!) stał się nieformalnym patronem spraw związanych z wychowaniem. Otrzymujemy listy od kobiet, które nie mogły mieć dzieci. Prosiły o wstawiennictwo męczenników z Pariacoto i dziś noszą w sobie nowe życie.
Pisze samotna kobieta. Od lat towarzyszyły jej ogromne lęki. Do tego stopnia, że nie mogła w nocy zmrużyć oka. Poprosiła o relikwie. Postawiła je przy łóżku i szepnęła: „Teraz mam was. Pilnujcie mnie”. Od tej nocy – zapewnia – każdej nocy śpi. – Przychodzą listy z Francji, Belgii – opowiada brat Jan. – Ludzie zamawiają relikwie braci zamordowanych przez terrorystów, bo sami… żyją w cieniu podobnych ataków. Rodzi się w nich wiara, że relikwie uchronią ich przed agresją. W Belgii powstają grupy modlitewne, które obierają sobie za patronów Zbyszka i Michała.
Czy sam doświadczam ich opieki? Jasne. Opowiem jedną historię. Wracałem z Warszawy. Z lotniska. Nie spałem całą noc. Musiałem być na 17 w Krakowie. Byłem wykończony. Zajechałem do Niepokalanowa po kolejną partię relikwii. Niedaleko Kielc nie byłem w stanie jechać dalej. Stanąłem na parkingu. I nagle na drzwiach samochodu usiadł rudawy gołąb. Wszedł do kabiny i przez kilkanaście minut zwiedzał moje auto. Nie bał się. Wszystko nagrałem na komórkę. A potem odleciał, usiadł na wzniesieniu i cały czas na mnie patrzył. I wtedy przypomniało mi się zdjęcie Michała, który trzyma w dłoniach gołębie, a ja nagle zorientowałem się, że zmęczenie odeszło.
Do dziś wysłałem do ludzi 5 tys. listów. Proszę, by ci, którzy chcą zamówić relikwie (adres jest na stronie: franciszkanie.pl), dołączyli pustą kopertę ze znaczkiem i adresem. Kto nam pomaga hurtowo pakować i wysyłać relikwie? Stworzyła się świetna ekipa dorosłych. Przychodzą dwa razy w tygodniu, po pracy. Pakują przez kilka godzin obrazki i sami żartują, że dzięki temu stali się już relikwiami trzeciego stopnia.
Marcin Jakimowicz