Miliarder Donald Trump wygrał we wtorek prawybory Partii Republikańskiej (GOP) przynajmniej w siedmiu stanach. Ale jego przewaga nad rywalami nie była tak wielka jak zapowiadały sondaże. Senator Ted Cruz wygrał w dwóch stanach, a senator Marko Rubio w jednym.
We wtorkowych prawyborach prezydenckich, określanych jako Superwtorek (Super Tuesday), bo brało w nich udział jednocześnie aż kilkanaście stanów, outsider polityczny Donald Trump wygrał - jak podała telewizja CNN - przynajmniej w siedmiu. Są to Georgia, Alabama, Tennessee, Massachusetts, Wirginia, Vermont i Arkansas. Jednak jego przewaga nad rywalami nie była miażdżąca. Np. w Wirginii Trump pokonał wspieranego przez establishment GOP senatora Rubio niespełna 3 punktami procentowymi, a w Arkansas ultrakonserwatywnego senatora Cruza tylko 4 punktami procentowymi.
A to oznacza, że w tych stanach Trump - mimo zwycięstwa - zdobędzie prawie taką samą co rywale liczbę delegatów na lipcową konwencję GOP, która nominuje kandydata partii w listopadowych wyborach prezydenckich. Przykładowo z Wirginii Trump zabierze na konwencję 17, a Rubio 16 delegatów - podliczyła telewizja CNN.
Ponadto Trump przegrał we wtorek w przynajmniej trzech stanach. W Teksasie, największym stanie spośród głosujących we wtorek, pokonał go reprezentujący ten stan w Senacie USA Ted Cruz. Dzięki poparciu konserwatywnych ewangelików Cruz wygrał też w Oklahoma. Natomiast w stanie Minnesota pierwsze miejsce zajął Rubio - to jego pierwsze zwycięstwo od początku prawyborów.
W sumie w Superwtorek kandydaci GOP walczyli aż o 595 delegatów, a do wygrania wyścigu potrzeba 1237. Wciąż nie wiadomo, ilu dokładnie zdobyli poszczególni kandydaci; telewizja CNN wstępnie szacuje, że Trump ma już w sumie przynajmniej 230, Cruz 82, a Rubio 54.
"Dalej będzie jeszcze lepiej. Wciąż uważam, że Trumpowi nie uda się zdobyć 1237 delegatów" - powiedział Rubio w wywiadzie z CNN.
Także Cruz był pewny, że Trumpa wciąż można zatrzymać. "Ameryka nie powinna mieć prezydenta, którego słowa wywołują zażenowanie i wstyd" - powiedział we wtorek. Zdaniem Cruza to on, a nie Rubio ma największe szanse na pokonania miliardera. Zwrócił się do Rubio i dwóch innych pretendentów GOP do fotela prezydenta USA (gubernatora z Ohio Johna Kasicha i emerytowanego neurochirurga Bena Carsona), by wycofali się z wyścigu i przyłączyli do jego kampanii.
W wygłoszonej we wtorek wieczorem mowie Trump nie miał jednak wątpliwości, że to on zdobędzie nominację, a następnie poprowadzi Partię Republikańską do zwycięstwa o Biały Dom z Demokratami. "Będziemy jeszcze większa partią i jeszcze bardziej jednoczącą" - przekonywał, w odpowiedzi na krytykę, że dzieli Partię Republikańską. Argumentował, że przyciąga do ugrupowania nowy elektorat, bo wśród jego wyborców są osoby niezależne i byli Demokraci. Zapewnił też, że jest "bardziej konserwatywny" od swych rywali, jeśli chodzi o nielegalną imigrację czy sprawy dotyczące wojska, a jako prezydent USA naprawi infrastrukturę w USA. "Obecnie jesteśmy jak kraj trzeciego świata pod względem stanu infrastruktury" - powiedział miliarder.
Perspektywa zdobycia nominacji prezydenckiej GOP przez Trumpa budzi coraz większą frustrację establishmentu i donatorów partii, bo może oznaczać nie tylko porażkę w wyścigu do Białego Domu, ale też to, że w jesiennych wyborach Republikanie stracą kontrolę na Senatem USA. Trump wywołuje bowiem tak negatywne opinie, że analitycy spodziewają się wielkiej mobilizacji wyborców Partii Demokratycznej przeciwko niemu w listopadowych wyborach.
To, co stworzył Trump, "to nacjonalistyczny, populistyczny ruch. (...) Nie wierzę, że może zjednoczyć partię" - ocenił podczas niedawnej debaty w konserwatywnym think tanku American Entreprise Institute znany analityk zajmujący się partiami konserwatywnymi, a przy tym Republikanin Henry Olsen.
Ale zdaniem Olsena, mimo wygranej w wielu stanach podczas Sueprwtorku, nominacja prezydencka dla Trumpa nie jest jeszcze przesądzona. "Wciąż jest możliwa droga, by jeden alternatywny kandydat pokonał Trumpa i wygrał" - ocenił we wtorek Olsen. Podkreślił jednak, że trzeba działać szybko.
Wielu analityków przypomina też, że od 15 marca zacznie obowiązywać nowa, wprowadzona przez GOP w 2012 r. zasada "zwycięzca bierze wszytko". Teraz delegaci przydzielani są proporcjonalnie do uzyskanego wyniku. Jeśli np. Rubio wygra choćby minimalnie na rodzimej Florydzie, dużym, dość umiarkowanym stanie, który głosuje 15 marca, to zgarnie wszystkich 99 delegatów przypadających na ten stan i znacznie wzmocni swe szanse w walce z Trumpem.
Coraz większa liczba sympatyków GOP liczy też na to, że Trumpa uda się powstrzymać podczas lipcowej konwencji delegatów GOP, o ile jego zwycięstwo w prawyborach nie będzie przytłaczające. Chodzi o scenariusz zwany brokered convention. Zakłada on, że delegaci tylko w pierwszym głosowaniu głosują tak jak stany, z których pochodzą, a w drugim i kolejnym mogą poprzeć osobę, która nawet nie brała udziału w prawyborach.