Ponad 7 tys. imigrantów i uchodźców koczowało we wtorek po greckiej stronie przejścia w Idomeni na granicy z Macedonią, czekając, by władze tego kraju wpuściły ich i pozwoliły im kontynuować podróż na północ i zachód Europy - pisze agencja Associated Press.
Przejście to jest zamknięte od prawie doby po tym jak setki migrantów próbowały przedostać się do Macedonii, na co policja odpowiedziała gazem łzawiącym i granatami hukowymi.
Setki niewielkich namiotów rozstawiono na polach po greckiej stronie granicy wokół oficjalnego obozu dla migrantów, który nie może już przyjąć nowych przybyszów.
Według AP niektórzy migranci czekają w Idomeni od ponad tygodnia. Nawet gdy granica jest otwarta, przepuszczanych przez nią jest tylko kilkaset osób. Władze Macedonii argumentują, że podobną politykę prowadzi położona dalej na północ Serbia.
Macedonia - pierwszy kraj na tzw. bałkańskim szlaku migracyjnym, którym osoby przybywające przez Turcję do Grecji podążają na zachód lub północ Europy - w ubiegłym tygodniu praktycznie zamknęła granicę z Grecją. Wraz z innymi państwami na tym szlaku - Austrią, Słowenią, Chorwacją i Serbią - rząd w Skopje uzgodnił, że przepuszczanych będzie tylko 580 osób dziennie.
Od tego czasu po greckiej stronie utknęły już ponad 22 tys. migrantów, którzy chcą kontynuować podróż dalej na północ. Według greckich władz w marcu liczba ta może wzrosnąć do 70 tys.
W piątek grecki premier Aleksis Cipras ostrzegł, że Unia Europejska naraża na ryzyko swe przetrwanie, kiedy kraje na szlaku bałkańskim podejmują jednostronne decyzje o zamykaniu granic. Kanclerz Niemiec Angela Merkel w niedzielę wieczorem podkreśliła, że UE nie może pozwolić, by w obliczu kryzysu migracyjnego Grecja pogrążyła się w chaosie.