Już nikt nie może zaprzeczyć, że Lech Wałęsa współpracował z SB. Ale nie dajmy się zwariować.
18.02.2016 11:20 GOSC.PL
To już oficjalne. Lech Wałęsa to TW „Bolek”, a ci, którzy po dzisiejszym komunikacie IPN nadal w to nie wierzą i będą twierdzili, że to jakieś świstki trzy razy kserowane, sfabrykowane dokumenty, stawiają się w jednym szeregu z wyznawcami najbardziej kuriozalnych teorii spiskowych.
Pozostaje tylko jedna metoda na obronę „autorytetu”: co to ma za znaczenie? Współpracował, nie współpracował, sam jedną ręką i z zawiązanymi oczami obalił komunizm. To nasza wielka legenda i sława, a Polskę kojarzą z Wałęsą nawet w dalekiej Ghanie, o czym pospieszył poinformować na Facebooku Jurek Owsiak. To stanowisko ostre, w swoim sensie szantaż moralny. Bo czy nie jest lepiej niż w PRL? No, jest. Czy nie, przynajmniej częściowo, dzięki „Solidarności”, której przewodził Lech Wałęsa? Tak. Więc czego się czepiacie Bohatera?
Choćby dlatego, że – abstrahując od moralnie nagannego faktu nie tylko nawiązania współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa, ale także donoszenia na kolegów, i to za pieniądze – umoczenie we współpracę mogło mieć wpływ na działalność Wałęsy jako lidera „Solidarności”, a także później jako prezydenta Polski. Świadczy o tym zresztą choćby fakt obalenia w trybie przyspieszonym, po ogłoszeniu „listy Macierewicza”, rządu Jana Olszewskiego. A także to, jak panicznie Wałęsa bał się ujawnienia prawdy o tym, kim był TW „Bolek”. Kogoś takiego bardzo łatwo szantażować i wpływać na jego decyzje.
W jednym jednak obrońcom „Bolka” przyznam rację. Prezydentem nie jest już od 21 lat. Kilka lat później próbował uczestniczyć w polskiej polityce, ale został, i jest co najmniej od kilkunastu lat, jedynie dyżurnym komentatorem niektórych mediów, bez realnego wpływu na cokolwiek. Informacje IPN to świetny materiał na temat zastępczy. Dlatego: nie dajmy się zwariować. Po odczuciu gorzkiej satysfakcji, że wreszcie po latach prawda zwyciężyła, zostawmy sprawę historykom i zajmijmy się tym, co faktycznie ma wpływ na Polskę w 2016 roku.
Stefan Sękowski