Będziesz bandytą, 
zobaczysz

Krzysiek: – Chodzimy na granicy, czułem to. Jeden ruch i stanie się coś złego. Jakiś facet wsiadł do autobusu z wieńcem pogrzebowym. Przez głowę przemknęła mi myśl: „To dla twojego brata”. 
Pod blokiem zobaczyłem karetki. 
Patryk: – Zaplanowałem samobójstwo. Wybrałem miejsce i czas. Biarritz we Francji. Stroma skała nad oceanem. Skoczę, a fala mną pozamiata. 
W trzy sekundy...


W marcu 1996 roku w budowlance Odnowa w Duchu Świętym wywiesiła plakaty z informacją o rekolekcjach. Takie ręcznie malowane w stylu: „Halo, tu Jezus, zadzwoń”. Mieliśmy z kumplami z tego niezłą banię, polewkę. 
Wiesz, co jest w tym wszystkim najdziwniejsze? Że ja… pojechałem na te rekolekcje. Jechałem autobusem z Czeladzi 55 minut. W kościele grupa śpiewała absurdalne piosneczki w stylu „Bóg kocha cię”, a ja drwiłem. Z rekolekcji zapamiętałem jedno zdanie. W pewnym momencie lider wrzasnął do mikrofonu: „Możesz wstać i trzasnąć drzwiami, ale będą to kolejne rekolekcje, które nic w twym życiu nie zmienią”.


Mówiło się, że byłem jedyną osobą, która nawróciła się na tych rekolekcjach. 
Zobaczyłem w tych ludziach jakąś prawdziwość. Byłem rozdarty, bo słowa, które słyszałem, nie pasowały do mnie. Jak Bóg może mnie kochać? A jednak one rezonowały we mnie, nie dawały mi spokoju. Myślałem, że jestem na granicy psychozy. Myśl: „Bóg cię kocha” towarzyszyła mi na każdym kroku. Włóczyłem się po ulicach i rozmyślałem o tym. Nie mogłem spać z tego powodu.


Zapach wiosny


Co roku, gdy przychodzi wiosna i wszystko zaczyna rodzić się do życia, w powietrzu jest specyficzny zapach. I za każdym razem, gdy to czuję, powraca obrazek sprzed 20 lat: chwila, gdy się nawracałem. 
Pojechałem na rekolekcje Odnowy. Czułem pęknięcie: oni są święci, ja się nie nadaję. I wtedy pewien gość, Michał Kuś, podszedł po nabożeństwie i powiedział: „Chcę się z tobą spotkać”. Pojechałem do niego na Zagórze, a on ogłosił mi Ewangelię o Jezusie. I ta Ewangelia była inna od tej, którą znałem... Moja brzmiała: „Musisz być wystarczająco dobry, by Bóg łaskawie zwrócił na ciebie uwagę”, jego: „On jest wystarczająco dobry, by cię kochać”. 
To był 10 kwietnia 1996 roku. Michał spytał: „Chcesz oddać życie Jezusowi?”, ale odpowiedziałem: „Ja przegrałem życie. Jestem uzależniony, mam w sądzie sprawę za pobicie”. Nie dał za wygraną. Powiedział, że Jezus naprawdę może zmienić moje życie. Po latach przyznał, że patrzył na mnie i sam w to nie wierzył. (śmiech) 
Klęknąłem u niego w domu i oddałem życie Jezusowi.

Czułem jedno: wykonałem bardzo ważny ruch. Wyszedłem od Michała i wsiadłem do autobusu numer 723. Tam spotkałem Anię, koleżankę, starą załogantkę. Znała mnie, wiedziała, że ćpałem. Spytała, gdzie byłem, a ja jej opowiedziałem Ewangelię o Jezusie Chrystusie. Trzydzieści minut opowiadałem jej o zbawieniu. Nie znałem Jezusa, a opowiadałem o Nim, jakbym się z Nim od dawna przyjaźnił. Mówiłem: „On zmienia życie. Jest żywym Bogiem. Wciąż dotyka, uzdrawia ludzi”. Czy chciała wyjść na najbliższym przystanku? Nie. Słuchała mnie…


Zdarzało mi się jeszcze na imprezie wypić, przyćpać. 22 kwietnia przyszedłem na nabożeństwo uwielbienia skacowany. Jeden z animatorów, Michał Jasiński, miał nauczanie o wolności. O tym, że Jezus uwalnia. Powiedziałem: „OK, Boże. Masz wszystko”. To był ostatni dzień, gdy dotknąłem narkotyków.


Wielu ludziom opowiedziałem Ewangelię. Dla mnie to proste: jeśli coś jest autentyczne, idę za tym. Wspomniałem już: jeśli w coś wchodzę, to na całego. (śmiech) José Prado Flores powiedział kiedyś: „Jeśli nie spotkałeś Jezusa, zrób mi przysługę i proszę, nie bądź ewangelistą”. Spotkanie Jezusa nie było intelektualną podróżą, teologiczną przygodą. To było dotknięcie rzeczywistości bardzo konkretnej, praktycznej. Cudów w moim życiu było tak wiele, że ostatnio myślę o tym, by napisać książkę. Życie z Bogiem jest ponadnaturalne. 
Pamiętam, jak podszedłem do Patryka. To nie była strategicznie zaplanowana akcja ewangelizacyjna. Podszedłem do niego w Warszawie. Pod uczelnią, gdzie studiowaliśmy. Rzuciłem: „Daj zapalić”. Zaczęliśmy rozmawiać. A on powiedział: „Chodź teraz do moich ziomków na Pradze”. Siedzieliśmy przy stole. Jakieś wino, luz, faceci w skórzanych spodniach. Ktoś zapytał: „Co tu robisz?”, więc opowiedziałem im Ewangelię. Mówiłem o Bogu, który ratuje życie. To był odruch, ogień, którego nie potrafiłem zgasić. 



Patryk Gregorczyk: Zaplanowałem samobójstwo. Wybrałem miejsce i czas. Biarritz we Francji. Stroma skała nad oceanem. Fala mną pozamiata. W trzy sekundy…
Skąd wzięła się we mnie ciemność? Ta fala narastała latami. To był czas, gdy swoje życie budowałem na relacji z dziewczyną, a gdy odeszła, wszystko rozsypało się w drobny mak. 
Przez lata bawiłem się. Na całego. Moja dewiza była krótka: sex, drugs & rock’n’roll. Zaciągnąłem wiele długów, banki ścigały mnie z windykacją. Musiałem wyjechać z Polski, by zarobić. I wtedy moja dziewczyna spotkała kogoś innego. Załamałem się. W gruzach legło to, co było sednem mojego życia. 


« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Marcin Jakimowicz