To skandal!

O tym, jak wejść do Bożej rodziny, i o Najwyższym wybierającym tych, którzy się „nie nadają”, z Deborą Sianożęcką rozmawia Marcin Jakimowicz.

Dlaczego Bóg wybiera tych, którzy z punktu widzenia tego świata kompletnie się do tego nie nadają?

Wybiera ich Jezus, właśnie dlatego, że w tym świecie nikt ich nie wybierze. Wymienia w rodowodzie cudzołożnice: Rachab, Tamar, Batszebę (jej imię oznacza dosłownie „córka siedmiu” – czyli w domyśle kobieta, którą może mieć każdy). Bóg wyciąga rękę po takie osoby, zaprasza je do rodziny.

Co trzeba zrobić, by do niej należeć?

Otworzyć się na łaskę. Rachab znaczy dosłownie „szeroka”. Jedyne, co możemy zrobić, to otworzyć się szeroko na łaskę. Skandalem jest to, że Bóg, który widzi, jaka jestem, nigdy ze mnie nie rezygnuje. Skandalem jest to, że przyjmuje mnie bezwarunkowo, że Jego miłość nie ma dna.

A czy jest ktoś, dla kogo nie było miejsca w rodowodzie Jezusa?

W rodowodzie Jezusa zapisanym w Ewangelii Mateusza nie znajdziemy wywodzących się od Achaza królów, którzy uprawiali magię. Magia to pomieszanie rzeczywistości. Jeśli chcesz być w rodzinie – podpowiada Biblia – musisz być przejrzysty. Nie musisz już zakrywać słabości, wstydzić się ich. Bóg działa delikatnie. On zna naszą kruchość i nie serwuje nam terapii szokowej, wstrząsowej. Patrzy i widzi, ile nasze serce zniesie i ile jesteśmy w stanie przyjąć.

Bywały sytuacje, że pod wpływem lektury Biblii zaczynałaś płakać?

Bywały takie, gdy byłam tak poruszona, że nie mogłam zasnąć. Nie mogłam spać przez Słowo. To łaska, prezent z góry…

A znajomość hebrajskiego?

Też prezent. Najgorsza w mieście dostała dar. Trochę jak Rachab czy Tamar. Gdy kilka lat temu wychodziłam z kościoła paulinów, zauważyłam, że zapamiętywałam z kazania jedynie hebrajskie słowa. One zostawały we mnie, rezonowały. Wyszłam ze Skałki i jedynym słowem, które zapamiętałam, była „szechina”. Co to znaczy? – zastanawiałam się. I zaczęłam czytać o Bożej obecności…

Patrzysz w lustro i wiesz, że jesteś ukochaną córką Boga?

Gdybym miała napisać na wizytówce, kim jestem, zanotowałabym: „Debora Sianożęcka – córka Boga”. Nie mam już wątpliwości. Każdego dnia dziękuję Bogu za to, że mnie chce. Dziękuję, że wzbudził we mnie miłość do Kościoła. Czuję się w nim totalnie akceptowana, kochana, czuję się „czyjaś”. W Kościele człowiek nie może powiedzieć „jestem bezdomny”. Odkąd znalazłam Kościół, niczego innego nie potrzebuję. Gdyby ktoś powiedział mi, że życie z Jezusem jest nudne, przekonywałabym go, że to największa ściema roku. (śmiech)

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI: