Oddaj to wszystko Panu Jezusowi, On na pewno coś z tym zrobi.
W moim życiu od zawsze był tak naprawdę Pan Bóg. Nie wiem, kto nauczył mnie modlić się, najprawdopodobniej moja świętej pamięci prababcia. Nigdy nie miałam odwagi o to spytać rodziców. Nauczona byłam, że wieczorem trzeba przyklęknąć, odmówić pacierz przed snem. Chodziłam na lekcje religii. Nie miałam możliwości należenia do jakiejś wspólnoty, ponieważ pochodzę z małej wiejskiej parafii, w której w moim dzieciństwie nie było żadnej wspólnoty i niestety nadal nie ma. Na szczęście miałam wymagającą Panią katechetkę oraz proboszcza - wszystkie nabożeństwa majowe, różańcowe itp. należało odbyć. Świadomie piszę „odbyć”, bo jako dziecko nie rozumiałam zbyt wiele. Największą frajdę w tym wszystkim sprawiło mi to, że raz wylosowałam figurkę Matki Boskiej i mogłam Ją zabrać na noc do swojego domu. Pamiętam, jak się przy niej z siostrą modliłyśmy. Frajdą były też dla mnie nagrody, które były za uczestnictwo w tych nabożeństwach - głównie książki. Dziś dziękuję Panu Bogu, że wtedy musiałam chodzić, bo dziś, jako dorosłe dziecko, kocham nabożeństwo majowe, z utęsknieniem czekam na maj, lubię czytać na Mszy Świętej, czy też udzielać się w inny sposób.
Na to, że byłam blisko Pana Boga, miała duży wpływ moja sytuacja w domu. Moje dzieciństwo było pełne kłótni rodziców, awantur wywoływanych przez tatę pod wpływem alkoholu. Zawsze w takim momencie brałam Różaniec do ręki. Często zasypiałam z nim w ręku, cała zapłakana. Później nauczyłam się kłaść Różaniec pod poduszkę. Spałam trzymając w jednej ręce Różaniec, który był pod poduszką, nadal tak robię. Daje mi to poczucie bezpieczeństwa. Ze względu na ciężką atmosferę w domu, chciałam się wyprowadzić. Wyprowadziłam się na studia licencjackie. Fizycznie nie byłam obecna w domu, ale z rozmów telefonicznych z mamą czy siostrą wiedziałam, co się dzieje. Dołączyłam do wspólnoty przy swoim parafialnym kościele studenckim i się zaczęło… Pan Bóg odpowiedział na moje pragnienie - aby mieć wspólnotę, miejsce, gdzie będą osoby z takimi samymi wartościami, dla których ważne będzie pogłębianie relacji z Panem Jezusem. Wtedy jeszcze nie spowiadałam się systematycznie, bo uważałam, że nie zasługuję przyjmować co tydzień Pana Jezusa. Tak zresztą jest mówione w moim domu, że jest to przesadą. Dopiero później, pewnie kilka miesięcy później, zrozumiałam, że Pan Jezus jest pokarmem dla takich jak ja - słabych, grzesznych, a nie nagrodą za święte życie.
Zaczęłam jeździć na rekolekcje, zostałam poproszona o pełnienie funkcji animatorki - jest to dla mnie ogromna łaska, uczy mnie pokory, słuchać drugiego człowieka. Podjęłam kierownictwo duchowe. Otrzymałam coś, o co nawet nie prosiłam - i nadal otrzymuję. Wydaje się wszystko piękne i jest takie, ale w tym wszystkim było wiele trudności, takich typowo ludzkich, jak np. brak pieniędzy, których zresztą od zawsze w moim domu brakuje. Dużo się modliłam o spokój po prostu w domu. Dziś, po 3 latach, widzę, że jest troszkę inaczej. Nadal się modlę za swoich rodziców, rodzeństwo, każdego dnia. Dziś jestem już w innym mieście. Nie miałam możliwości podjęcia studiów magisterskich w poprzednim mieście, więc zaczęłam zaoczne studia magisterskie w Warszawie. Wyprowadziłam się do Warszawy pod koniec sierpnia 2014 roku, okazało się, że w akademiku, w którym miałam mieszkać, zapomniano o mnie, wylądowałam w innym akademiku na szarym końcu Warszawy.
Nie mogłam znaleźć pracy, wtedy byłam nastawiona na pracę w zawodzie, oferowano mi umowy zlecenia za małe pieniądze. Zaczęłam pracę, po krótkim czasie okazało się, że nie ma pracy na ten moment - kończy się zlecenie. Było dużo łez, bo pieniądze, które zarobiłam wcześniej, pracując u siebie na wsi, kończyły się. Wyjechałam na kilka dni do domu, w oczekiwaniu na niezbędne dokumenty do stypendium socjalnego. Otrzymałam wtedy telefonicznie propozycję stażu. Nie miałam wyjścia - wróciłam do domu. To był trudny dla mnie czas - dojazdy co drugi weekend do Warszawy, a nawet i częściej, bardzo wczesne wstawanie na pociąg, ale też dużo dobra ze strony znajomych i obcych otrzymałam. Nie miałam gdzie nocować, nie było mnie stać na akademik przy wydziale, zadzwoniłam do koleżanki ze wspólnoty, zaprosiła mnie. Za jakiś czas dorobiła dla mnie klucze do swojego mieszkania. Nie zapomnę nigdy, jak nocowałam kiedyś u dwóch nieznajomych dziewczyn w centrum (w momencie, kiedy miałam np. zaliczenia, musiałam być co tydzień w Warszawie, starałam się u kogoś innego nocować, nie chciałam co tydzień zajmować koleżance pokoju, która wtedy mieszkała z siostrą). Jedną z nich znałam z widzenia, drugiej zupełnie nie kojarzyłam. Wszystko było załatwione przez znajomego kapłana. Ta nieznajoma studentka odebrała mnie z przystanku. Spędziłam miły wieczór z dziewczynami, a rano dostałam sałatkę i jabłko na zajęcia! To było dla mnie piękne, że ktoś nieznajomy wykazał tyle życzliwości, po pierwsze przyjmując mnie, po drugie rozmową i po trzecie tą sałatką i jabłkiem. Nie mogę też nie wspomnieć o tym, że zajęcia kończyłam o godzinie, o której odjeżdżał mój pociąg do domu. Na dworzec podwoził mnie kolega ze studiów, zupełnie bezinteresownie, nie chciał przyjąć pieniędzy czy czegoś słodkiego w zapłatę.
Dziękowałam Panu Bogu za staż, który otrzymałam, za to, że mogłam opłacić studia, za ludzką bezinteresowność, z którą się spotkałam. Modliłam się w wakacje w Nowennie Pompejańskiej, prosząc o stałą pracę w Warszawie, co otrzymałam? Staż w mieście, blisko domu rodzinnego. Trochę się na początku buntowałam, zawsze się buntuję, dopiero z perspektywy czasu rozumiem, że coś miało sens. Tak po ludzku nie powinnam dostać tego stażu, naprawdę nie ja. Inni byli pierwsi w kolejce, ja go otrzymałam. Myślę, że to właśnie Królowa Różańca Świętego dopomogła.
Po skończonym rocznym stażu wróciłam do Warszawy. Najpierw ogromny problem z mieszkaniem. Na zamieszczone ogłoszenie nikt nie odpowiedział, pojawiające się ogłoszenia po przeczytaniu odrzucałam - nie było mnie stać i znów Pan Bóg zadziałał - mieszkam z koleżanką ze wspólnoty, do której odezwałam się z prośbą o modlitwę. Spytała co u mnie, a ja co u niej, odpisała, że szuka współlokatorki, ale jej to kiepsko idzie i się dogadałyśmy:). Za kilka dni zaczynam nową pracę, poprzednią zakończyłam z końcem roku. To moje 4 doświadczenie, w tym 2 nieudane. Warszawa jest dla mnie trudnym miastem, miejscem pracoholizmu, wykorzystywania młodych ludzi. Pochodzę z maleńkiej wioski, jest mi po ludzku ciężko ogarnąć to, co się tutaj dzieje. W pierwszej pracy zostałam oszukana, nie dano mi umowy, warunki generalnie nie zostały spełnione, atmosfera była bardzo trudna. Po kilku dniach bez podpisanej umowy zrezygnowałam, pieniędzy oczywiście nie otrzymałam… Następnie brałam, co było.. atmosfera w porządku, ale ciężka praca za stawkę, którą otrzymywałam rwąc jabłka u sąsiadów. Nie dałabym rady się utrzymać. W pracy na przerwie odpowiedziałam na nieodebrane połączenia, otrzymałam pracę dosłownie pod blokiem, w sklepie, w którym zostawiłam swoje CV. Zaoferowano mi pół etatu z początkiem roku, jednak dla mnie to zbyt mało, zrezygnowałam. Za kilka dni zaczynam inną pracę. Dużo trudności, niepewności finansowej, stresu związanego z wchodzeniem w nowe środowiska. Staram się oddawać to wszystko Panu Bogu, w modlitwie, przyjmując Komunię Świętą, w rozmowie z Kierownikiem Duchowym.
Po ludzku moja historia nie wygląda zbyt ciekawie, mam spory dług finansowy u znajomych - nie mam żadnych zabezpieczeń finansowych, mam warunek na studiach, moją największą niepełnosprawnością jest lenistwo, zazdrość i porównywanie się do innych, generalnie moje myśli oraz pycha. W tym wszystkim wiem, że Pan Bóg jest ze mną, że cała moja historia ma sens. Wiele też zrozumiałam po terapii, którą odbyłam w poprzednim roku. Sporo mnie kosztowała emocjonalnie i finansowo, ale warto było. Wiem, że jako DDA jestem ukochaną córeczką Ojca Niebieskiego. On zna liczbę moich włosów, jak mówi Ewangelia, wie o mnie wszystko, zna moją przyszłość, ma dla mnie najlepszy plan. Po ludzku otrzymałam mało, ale tak naprawdę mam bardzo dużo - mam Bożą radość w sercu, łaskę trwania w modlitwie, zdrowie, rodziców, rodzeństwo - dziś już potrafię za nich dziękować Panu Bogu, generalnie za historię swojego życia i ocean innych łask mam. Moja wspólnota w nowym mieście również jest. Młodzi, którzy podjęli studia w Warszawie zebrali się i ruszyliśmy, mamy swoich kapłanów - to wielka łaska, że nie musimy szukać, nie musimy się rozstawać, ale nadal tworzymy swoje Laboratorium Wiary. Chwała Panu!
P.S. Młody człowieku - Bracie, Siostro, jeśli czujesz się utrudzony swoim życiem, codziennością, studiami, pracą oddaj to wszystko Panu Jezusowi, On na pewno coś z tym zrobi. Poszukaj wspólnoty, staraj się przyjmować nie tylko w niedzielę Pana Jezusa. Wzywaj Ducha Świętego. To działa naprawdę.