Szermierze zaczęli trening. Zakręcili palcatami, wykręcili kilka młyńców. Powietrze cięte drewnianymi kijami zajęczało. Padł sygnał i klik-klak – wbrew, wlic, odlew, nyżkiem…
Unik, natarcie, pchnięcie. Klik-klak - uderzały w siebie drewniane pałki. Szybciej i szybciej. Rytmicznie, równo. Jakby tik-tak – cofał się zegar – prędzej i prędzej, lat dwieście, trzysta, czterysta…
Wiedeń, 12 września 1683. Popołudnie. Król Jan III Sobieski spojrzał z góry w kierunku wojsk wezyra. Po całym dniu przedzierania się przez Las Wiedeński wreszcie kawalerzyści mieli otwartą drogę w kierunku przeciwnika. Jednak coś królowi spokoju nie dawało. Winnice z podmurowanymi ogrodzeniami, rowy, ukryci między drzewami janczarzy, ukryte w chaszczach pułapki i wilcze doły… Zbyt wiele rzeczy mogło jeszcze utrudnić atak polskiej jeździe i kawalerii antytureckiej koalicji. Rozkazał więc król jednej z chorągwi husarskich królewicza Aleksandra Sobieskiego wyruszyć z uderzeniem rozpoznawczym. Popatrzył w kierunku namiotu wezyra i wydał rozkaz. Zadanie miał wykonać porucznik Zygmunt Zbierzchowski. Z zaledwie dwustoma ludźmi ruszył w samo centrum tureckiej armii. Husaria pochyliła kopie, załopotały chorągiewki, zaświszczało powietrze jak w rozpostartych skrzydłach drapieżników. Żelazne groty zwróciły się przeciw Turkom. Ci, choć przewagę liczebną mieli ogromną, zaskoczeni i przerażeni impetem uderzenia, uskoczyli, otoczyli garstkę rycerzy i natarli na nich ze skrzydeł. Nad polem wali wzniosła się bitewna kurzawa. Król ponoć widząc, co się dzieje, wyciągnął nad wojskiem krucyfiks i wykonał znak krzyża. Kurz powoli zaczął opadać, a stojące jeszcze na wzgórzu główne siły koalicji, zobaczyły, jak wysłani z de facto samobójczą misją żołnierze, wyrzynają sobie szablami drogę ucieczki, tnąc wbrew, wlic, wtrok, na odlew.... Chorągiew straciła kilkunastu husarzy i wielu pocztowych, jednak Zbierzchowskiemu udało się z resztą ludzi wrócić do króla. Stało się jasne, że można Turków bić z zajętych przez koalicjantów pozycji.
Wiadomo, jakie były dalsze losy bitwy i jaką rolę odegrała w zwycięstwie nad prawie dwukrotnie liczniejszą Turecką armią husaria. Pytanie nasuwa się jedno: jak to możliwe, że polscy uskrzydleni rycerze byli w stanie – nie tylko pod Wiedniem, ale w wielu mniejszych, mniej znaczących, acz spektakularnych bitwach czy potyczkach – roznieść na kopiach i szablach przeważające siły wroga.
Można wierzyć, że taki mamy klimat. Albo też ufać prawdziwości porzekadeł typu: „od żuru chłop jak z muru”. Czy w żurze gustowali panowie towarzysze, tego nie wiadomo, jednak faktem jest, że przez około 100 lat na husarię nie było mocnych. Formacja obrosła legendą, która żyje do dziś i którą można wykorzystać, by również dziś promować najlepsze wzorce i ideały, którymi kierowali się, a przynajmniej powinni, panowie szlachta z doborowych chorągwi husarskich.
„Bóg i Pan nasz wielki błogosławiony dał zwycięstwo i sławę narodowi naszemu, o jakiej wieki przeszłe nigdy nie słyszały” tak 13 września 1683 pisał w liście do swej ukochanej Marysieńki Król Jan III Sobieski opisując zwycięstwo pod Wiedniem. List króla jest jednym z przykładów etosu rycerskiego, jakim powinna się kierować szlachta – także na placu boju.
Etos ten budował najbardziej znany polski kaznodzieja – ks. Piotr Skarga. Z jego tekstów z początku XVII wieku wyłania się obraz żołnierza polskiego wiernego Bogu i ojczyźnie, walczącego w obronie kraju, wiary i Ewangelii. „Mniemają drudzy, iż żołnierz pobożnym być i zbawienia swego w stanie tym najdować nie może. Niech tego nikt nie mówi, a zwłaszcza o chrześcijańskim żołnierzu, który królom i urzędom służąc, Panu Bogu samemu, od którego oni moc mają, służy. Miecza sam swowolnie nie bierze, ale podany urzędownie ma, na dobro pospolne” – czytamy w „Nauce wtórej...” Żołnierskiego Nabożeństwa.
Związek wartości patriotycznych i religijnych, na który zwracał uwagę m.in. Piotr Skarga, inspiruje ludzi do dziś. Tę inspirację można zobaczyć podczas spotkań i treningów Klubu Miłośników Dawnego Oręża i Walki Tym Orężem „Signum Polonicum”.
Twórcą klubu jest Zbigniew Sawicki z Zawiercia. Przez wiele lat trenował wschodnie sztuki walki. Na początku lat 80-tych XX utworzył w Zawierciu sekcję sztuki walki im Bolesława Chrobrego. W 1985 roku przekształciła się w koło, a w 1986 – w Klub Miłośników Dawnego Oręża Polskiego i Sztuki Walki tym Orężem.
Jak opowiada Sawicki, jego marzeniem było trenowanie sztuki walki opartej nie o dalekowschodnią filozofię, religię i tradycję, ale o wartości kultywowane i wyznawane przez wieki tu w Polsce. Bliskie Polakom i dla nich ważne. Jako historyk, szukał własnej drogi w historii Polski i w latach osiemdziesiątych zaczął tworzyć zasady polskiej sztuki walki „Signum Polonicum” zainspirowanej wartościami, jakimi przez wieki kierowała się polska szlachta, żołnierze, a głównie doborowa formacja – husaria.
Już sama nazwa „Signum Polonicum” znaczy „znak polski”. Tym charakterystycznym znakiem rozpoznawczym Polaków jest szabla – zwłaszcza tzw. szabla husarska. W dużym skrócie – przyszła do Polski ze Wschodu, a upowszechniła się w wojsku dzięki pochodzącemu z Siedmiogrodu królowi Stefanowi Batoremu. Polscy szermierze upodobali ją sobie, gdyż była bronią wszechstronną. Można było nią zarówno ciąć, jak i zadawać pchnięcia. Świetnie sprawdzała się w walce ze wschodnimi ludami – jak Turcy, Tatarzy czy kozacy. I co najważniejsze – świetnie nadawała się do walki konnej, a to właśnie dzięki kawaleryjskim zdolnościom i świetnym koniom husaria przez lata nie miała sobie równych.
Piotr Ścibski prowadził zajęcia podczas seminarium "Signum Polonicum" w Katowicach Jan Drzymała /Foto Gość Zbigniew Sawicki pod koniec lat osiemdziesiątych przesłał swój dorobek do Wielkiej Brytanii do polskich ośrodków kultywujących tradycje wojskowe II RP. Na początku lat dziewięćdziesiątych jego praca została uhonorowana wyróżnieniami, medalami i uznaniem takich organizacji jak: Koło Generałów II RP, Towarzystwo Gimnastyczne Sokół Polski w Wielkiej Brytanii oraz Organizacji Wojskowo-Niepodległościowej POGOŃ. W 2004 roku Zbigniew Sawicki wydał „Traktat szermierczy o sztuce walki polską szablą husarską”. W 2012 wyszła jego druga część „W obronie Ewangelii”. Zbigniew Sawicki jest także członkiem Komisji Szermierki Stowarzyszenia Idokan Polska działającego przy Uniwersytecie Rzeszowskim.
Jan Drzymała