Pobudka!

O poskramianiu węży z Dariuszem Malejonkiem rozmawia Marcin Jakimowicz.

„Wszyscy udowadniają swoje racje, a Bóg szuka relacji” – przypomina Ulf Ekman.

Właśnie! Nie chcę udowadniać za wszelką cenę swoich racji. Mogę przekonać innych tylko swoim życiem. Głoszę kerygmat, akceptuję tych ludzi, uczę się ich kochać. Oni przecież postrzegają chrześcijan jako tych, którzy nieustannie wytykają ich palcami, bombardują moralnością, nakazami, zakazami, na każdym kroku punktują. Mają taki obraz chrześcijaństwa, a on, niestety, nie wziął się znikąd. Może takich ludzi spotykali do tej pory? Ja jestem dla nich znakiem zapytania. Bo nie potępiam, nie szczuję, staram się ich zrozumieć. Widzę, że jestem szczęściarzem.

Mam genialną rodzinę, a u wielu moich znajomych życie rodzinne runęło. Nagrywam płytę za płytą, realizuję pasje, jestem głodny muzyki, kipią we mnie pomysły (tu reggae, tu 2 Tm 2,3, tu projekty typu „Morowe panny”), a oni często żyją sfrustrowani jakimiś niezrealizowanymi marzeniami. Bóg postawił mnie wśród tych ludzi, bo byłem jednym z nich i jestem w stanie ich zrozumieć. Wielu chce ze mną pogadać, ma dobrą wolę, ale są i tacy, którzy mnie nienawidzą i traktują to, co robię, jako obrzydliwość, zdradę.

Twoja świeżutka płyta nazywa się „Wake up”. Kto się ma obudzić? Kościół?

Cieszę się bardzo z tej płyty. Udało się osiągnąć niesamowite brzmienie. Wołam na niej przede wszystkim do siebie. Każdy z nas śpi – nie oszukujmy się. Pobudka jest konieczna. Jezus wzywa nas do czujności. Jest wąż, kobra, która strzela ci w oczy jadem. Trafiona ofiara jest bezbronna. Musisz uważać, bo nie masz pojęcia, kiedy zaatakuje.

Boisz się tych ataków, rykoszetów? 

Nie paraliżuje mnie strach, ale wiem jedno (powiedziałem to wczoraj, gdy otrzymywałem nagrodę Strażnik Pamięci): za każdy sukces, za dobro trzeba zapłacić pewną cenę, odpokutować. Diabeł jest jak pies na łańcuchu. Jak nie podejdziesz zbyt blisko (nie usiądziesz przy komputerze, by włączyć stronę z pornografią, nie wejdziesz w szemranie itd.), nie ugryzie cię. On jest niebezpieczny tylko na swym terytorium. List do Efezjan mówi, że toczy się walka, że żyjemy w czasie wojny. Potrzebny jest oręż, i taki daje nam Bóg. To tarcza wiary, hełm zbawienia itd. Diabeł boi się tego, kim możemy się stać, gdy wyzwolimy się spod jego wpływu. Boi się, że będziemy znakiem dla świata. Ale jeżeli jesteśmy spętani niemocą, nałogami (mówię o chrześcijanach!), jesteśmy niegroźni. Przeciwnik jest megainteligentny, zna nasze słabe punkty i tam uderza. Mówi: „Zobacz, Bóg cię nie kocha, żona nie rozumie, jesteś niedoceniony, niesprawiedliwie traktowany” i tu otwiera się furtka, by odpuścić, pofolgować ciału, wejść w uzależnienia…

Jezus rozkazując demonom: „Milcz!”, mówił dosłownie: „Zakładaj kaganiec!”.

Bóg nie daje nam ducha lęku. Mamy zwycięstwo w kieszeni, a my żyjemy zalęknieni. Nauczyłem się, by rano zapraszać do serca Boga, a wyrzekać się diabła. Gdy czuję wokół siebie jakiś diabelski smród, gdy ogrania mnie lęk, zniechęcenie, gdy sypią się relacje, padam na kolana i staram się namierzyć Złego, określić, jaki to duch i po prostu go wyrzucić.

To, że mówiłeś w środowisku o Jezusie, było obciachem. To, że wspominałeś o Kościele, było obciachem do kwadratu, ale to, że często opowiadałeś o Maryi, było już kompletnie nie do przyjęcia.

Mam świadomość Jej ogromnej mocy, opieki. Wiem, że to Maryja wyjednała mi nawrócenie. Dostałem kiedyś takie proroctwo. To Ona zrodziła mnie dla Kościoła. Mam z Nią silną więź. Wielu myśli, że Jej rola skończyła się w chwili, gdy urodziła Zbawiciela. Nie! To był dopiero początek! (śmiech) Wierzę, że żyjemy w czasach ostatecznych: strasznych, w czasach wojen, krwi, ogromnej biedy. Co robi Maryja? Przychodzi (np. w Fatimie, czy Kibeho) i daje wskazówki. Prosi: zróbcie wszystko, co powie Jezus. Każe nalewać wodę do stągwi? Nalewajcie… 

… Napijecie się 600 litrów wybornego wina!

To przecież 900 butelek 0,7! Naprawdę warto Jej słuchać. (śmiech) Bóg ma gest. Chrześcijanin to nie dziad. Bywały chwile, gdy nie miałem pieniędzy (nie cierpię tego stanu!), ale wiem, że te sytuacje uczyły mnie, że jestem zależny od Boga. We wszystkim.

Bob Marley jest w niebie?

Wierzę, że jest. Zrobił tyle dobra, pomógł tylu osobom. Tuż przed śmiercią nawrócił się. Rak był w ostatnim stadium, a on zawołał kapłanów Ortodoksyjnego (Koptyjskiego) Kościoła Etiopskiego. Zapragnął przyjąć chrzest. Dostał nowe imię: Berhane Selassie, czyli Światło Trójcy Świętej. Pogodził się z Jezusem. To temat tabu. Dla rastafarian na całym świecie to był cios, więc zamietli sprawę pod dywan. A Marley pokazał, kto naprawdę jest Królem królów, niezwyciężonym Lwem z plemienia Judy, Alfą i Omegą!

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI: