Szopka to nieodłączny element Świąt Bożego Narodzenia. Znamy jej różne wyobrażenia i modele. Ale czy widzieliście kiedyś szopkę w łupinie orzecha włoskiego lub… ananasie? Albo szopkę-tipi lub z trawy? Zabieramy Was w tę niezwykła podróż po wystawie „Przybieżeli do Betlejem”.
- Szykowaliśmy tę ekspozycję nie rok, nie dwa. Zabiegaliśmy o nią aż trzy lata. Jak pewnie wielu się domyśla, te figuralne misteria wszyscy chcą wystawiać w okresie Bożego Narodzenia. A pochodzą z bardzo różnych miejsc i trzeba je wcześniej zarezerwować - rozpoczyna intrygująco oprowadzanie dyrektor Muzeum Miejskiego Wrocławia dr Maciej Łagiewski.
Znajdujemy się na parterze Pałacu Królewskiego i od razu naszym oczom ukazuje się bogactwo kultur, na przykładzie sztuki sakralnej czyli najróżniejsze formy szopek bożonarodzeniowych. I tak po kolei widzimy afrykańską szopkę z tykwy, inną z kenijskiej… trawy. Obok szopka w lub na dłoni (zależy jak spojrzeć) z Boliwii. Następne, z Peru, w kształcie gitary i w alabastrowym jajku.
- Pochodzą dosłownie z całego świata, z wielu obszarów kulturowych. Dlatego np. Maryja jest czasem czarna (szopka z Karaibów) lub skośnooka. Te dzieła przywożą polscy misjonarze jezuici z różnych zakątków świata - wyjaśnia gospodarz wystawy.
Każdy eksponat inny, oryginalny na swój sposób. Urzekają kompozycją, misternym wykonaniem albo pomysłem. Bo kto by pomyślał, żeby Jezus urodził się w łupinie od orzecha włoskiego lub w kokosie czy ananasie?
Autorzy pochodzą z różnych stron. Od bliskich nam Niemiec, przez Meksyk, Burkina Faso, Indie po egzemplarz z Papui Nowej Gwinei, czy z Australii wykonany z… wełny.
- Nasz kalendarz biegnie od urodzin Chrystusa. Przywoływanie scen z Jego życia pojawiło się we wczesnych wiekach średnich. W 1223 r. św. Franciszek z Asyżu niedaleko Rzymu w lesie wystawił misterium, w którym brały udział żywe zwierzęta i ludzie. Od tego czasu liczy się powstanie szopki - wyjaśnia dyrektor Muzeum Miejskiego.
A my, rozglądając się po gablotach, trwamy w zaskoczeniu, oglądając kolejne pomysłowe ukazania miejsca, w którym na świat przyszedł Chrystus.
W szkle, z drewna, białego kamienia lub w butelce z Madagaskaru. W Stanach Zjednoczonych ktoś użył metody patchworkowej. A zamiast polskiej stajenki widzimy indiańskie tipi lub związaną nieodłącznie ze stepami w Kazachstanie jurtę (namiot).
- Szopka w wielu językach oznacza żłób, koryto do podawania zwierzętom karmy. Tylko w naszym i angielskim języku mówi się o stajence, odkrytym budynku. U św. Franciszka pojawia się ta stajenka, gdzie odbywa się adoracja dzieciątka w otoczeniu rodziców, pasterzy, trzech mędrców itd. - mówi dr Łagiewski, przechodząc piętro wyżej.
Tam już bardziej tradycyjnie - szopki, które wystawiano na ołtarzu w wieku XIII i XIV, czy później na Śląsku w XVI w. na dworach i pałacach.
Te bogato rozbudowane o charakterze neapolitańskim i charakterystyczne, mieniące sie wszystkimi barwami tęczy, krakowskie. Dalszy ciąg wystawy traktuje o szopce dolnośląskiej. Pojawiła się w szesnastym stuleciu na pograniczu sztuki oficjalnej i folkloru.
Później centrum szopkarskim na Dolnym Śląsku stała się Kotlina Kłodzka oraz klasztor cystersów w Krzeszowie. Ciągłość tradycji tej sztuki została przerwana w regionie w 1945 roku.
Piękno i różnorodność ukazania biblijnego żłóbka zachwyca. Polskie eksponaty napawają dumą i mówią o bogatym dziedzictwie tego fragmentu sztuki chrześcijańskiej.
Zagraniczne, z każdego praktycznie zakątka świata, cieszą, że dobra nowina o przyjściu na świat Zbawiciela obiegła cały glob i staje się inspiracją dla artystów.
Chrześcijaństwo łączy kultury. Tutaj nikt nikogo nie oskarży o rasizm, bo Boże dzieciątko ma czarny kolor skóry, czy o niesmaczny żart, bo obok malutkiego Jezuska zamiast osiołków i baranów klęczą lampart i koala.
To wszystko można zobaczyć w Pałacu Królewskim we Wrocławiu do 31 stycznia.
kam