O ostatniej prostej i Mesjaszu, który puka do drzwi, z Karolem Sobczykiem rozmawia Marcin Jakimowicz .
Na wielu płaszczyznach widzimy dziś przełomy, przebudzenie w samym Kościele. Leszek Dokowicz nazywa to „przegrupowaniem sił”…
Czytam Matkę Teresę z Kalkuty i dotyka mnie to, że ta misjonarka na każdym kroku przypominała: chrześcijaństwo to miłość. A ilekroć słyszymy, że „miłość jest doskonałym wypełnieniem prawa”… skupiamy się na słowie „prawo”. (śmiech) Biblia inaczej stawia akcenty. „Pełnią prawa jest miłość” – podpowiada grecki oryginał.
Wspomniana Heidi Baker z Mozambiku z uporem zdartej płyty powtarza w swych książkach: miłość, miłość…
Widziałem przed dwoma miesiącami w USA jej męża Rolanda. Podszedł do osoby siedzącej na wózku inwalidzkim i z ogromną miłością, czułością ją przytulił. Trwali w tym uścisku chyba z 8 minut, a potem ostrożnie wstali i krok po kroku zaczęli iść. Ta kobieta odzyskała władzę w nogach! Szła i wielbiła Boga… Widziałem to na własne oczy, 5 metrów ode mnie. To był dla mnie bardzo czytelny obraz. Ale zrozumiałem, że to miłość jest kluczem, to z jej powodu Bóg uwalnia moc uzdrowienia, przebaczenia i wolności. To cię przeszywa, kiedy widzisz czyn pełny miłości, jak wtedy, gdy Roland objął tę chorą kobietę. Ja sam – mając świadomość dziedzictwa, które mamy – chciałem żyć w Bożej mocy, szukałem znaków. Dziś wiem, że najważniejsza jest miłość. To ona jest atmosferą dla cudów. Ona jest sercem chrześcijaństwa.
Jezus, mówiąc o powrocie, opowiada o „bólach porodowych”. To ciekawa metafora, bo przecież kobieta wie mniej więcej, kiedy nastąpi poród…
Jezus nas zobowiązał do odczytywania znaków czasu. Mówił, że potrafimy przewidywać pogodę, a nie odczytujemy Jego znaków. W Biblii czytam: „Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia”.
Co 3 minuty ginie chrześcijanin. Jesteśmy świadkami prześladowania Kościoła, jakiego nie było w historii.
To dla nas, chrześcijan, jest konfrontującym sprawdzianem wiary. Siedzimy w „strefie komfortu”, a nasi bracia żyją w „strefie konfliktu”. Największy głód Boga ma miejsce w Chinach czy Korei, nie w Europie czy Ameryce. Słyszałem niedawno diagnozę, że dla Europy czy USA jest już za późno na przebudzenie. Jesteśmy tak zamknięci i skupieni na sobie, że nie wołamy o ogień Ducha…
Skoro nie wiemy, kiedy nadejdzie Chrystus, to od 2 tysięcy lat każde trzęsienie ziemi, każda wojna, kryzys Kościoła są antycypacją znaków ostatecznych – opowiadał mi Rafał Tichy. Nie wiemy, czy to jest ta miara znaków, która oznacza, że On już stoi u drzwi. Mamy prawo tak sądzić?
Mamy. Myślę, że wielu nie oczekuje Paruzji, bo panicznie boi się przyjścia Pana.
A Ty się nie boisz?
Nie. Te same wydarzenia („ludzie mdleć będą ze strachu”) dla świata będą przekleństwem, dla chrześcijan błogosławieństwem („nabierzcie ducha i podnieście głowy”). To będzie oś podziału. Bardzo dotyka mnie to, że w Starym Testamencie u proroka Joela czytamy, że „przyjdzie dzień Pański, dzień wielki i straszny”, a w Dziejach Apostolskich, że nadejdzie „dzień Pański, wielki i wspaniały”. To drobna różnica. (śmiech) To zestawienie genialnie pokazuje, z jakiej perspektywy czekamy dziś na przyjście Jezusa. Na powrót Tego, któremu wymierzono karę za nasze grzechy. Otrzymałem szatę wybieloną w Jego krwi. Nie muszę się bać. Ani sądu, ani kary, ani potępienia. Bo tylko On jest moją gwarancją zbawienia.