Zamiast likwidować szkolne sklepiki zmieniajmy nasz system oświaty, by nie dzielił dzieci na lepsze i gorsze.
13.10.2015 19:46 GOSC.PL
Jeremi Mordasewicz, reprezentujący w różnych ciałach społecznych polskich pracodawców, zaskoczył niekonwencjonalną opinią o szkolnych sklepikach. W jednym z wywiadów stwierdził, że problemem nie są drożdżówki czy kajzerki, których nie wolno tam sprzedawać, ale same sklepiki. „W szkołach nie powinno być żadnych sklepików. To przez nie część dzieci czuje się gorsza, bo nie ma pieniędzy na zakupy” - stwierdza Mordasewicz.
Opinia na pierwszy rzut ucha wydaje się racjonalna. Bo szkoła (zwłaszcza publiczna) ma wyrównywać szanse i unikać sytuacji różnicujących dzieci. Z tego samego założenia wyszedł już dawno temu minister edukacji Roman Giertych, zarządzając wprowadzenie w klasach jednolitych mundurków. Inna sprawa, że Giertycha chciano za to wywieźć z ministerstwa na taczkach. Mordasewicza nikt nie odsądza od czci i wiary, choć proponuje rozwiązania równie radykalne. I w gruncie rzeczy pozostające w podobnym duchu jak słynna rządowa wojna ze „śmieciowym jedzeniem”.
Zjawisko segregacji jest już – niestety – trwale wpisane w polski system edukacji i nie da się go w tak prosty sposób usunąć. Coś przez te ostatnie ćwierć wieku przegapiliśmy. Nikt nie protestował, gdy utrwalano podział na tych, którzy są „skazani na sukces” oraz na „całą resztę” - już na poziomie gimnazjum. To naturalne, że rodzice szukają dla swych dzieci dobrych szkół, a w nich najlepszych klas. Problem w tym, że jest to proces nie tyle nawet niekontrolowany, co wręcz wzmacniany przez państwo. Na efekty nie trzeba było długo czekać: międzynarodowe badania umiejętności uczniów (PISA), potwierdzają istnienie w Polsce edukacji dwóch prędkości. Jedni są coraz lepsi, drudzy coraz słabsi.
Na poziomie szkoły średniej zjawisko segregacji jest już na granicy patologii. Gdy kilka lat temu w Krakowie zlikwidowano kilka mniej popularnych liceów, ich uczniom (w ramach rekompensaty) zaproponowano przyjęcie do dowolnie wybranej szkoły. Na Facebooku natychmiast powstał profil pod hasłem „w obronie czołówki krakowskich liceów". A tam odbył się regularny lincz na (potencjalnych) nowych koleżankach i kolegach. Dowiedzieli się, że są „miernotami i plebsem", „niewydolnymi intelektualnie nieudacznikami” oraz „intruzami, którzy chcą dostać się do najlepszych szkół bocznymi drzwiami".
Tak przy okazji święta edukacji narodowej warto sobie zadać pytanie, jakie będą Rzeczpospolite, skoro sami takie sobie fundujemy młodzieży chowanie. I to w kraju gdzie narodziła się „Solidarność”.
Piotr Legutko