Szloch nieba i ziemniaki

– Zejdź na ziemię! – ostry głos ostudził gorącą dyskusję. 
Myślę, że to samo usłyszała Maryja. I zeszła, by przypomnieć, że nasze światy wzajemnie się przenikają, a wypowiadane 
przez nas słowa mają wpływ nawet na prawa 
rządzące przyrodą. 


To jakieś podejrzane objawienie. Niemożliwe, by Jezus wysyłał na świat swą Matkę po to, by opowiadała o… ziemniakach – wielokrotnie słyszałem podobne głosy. A mnie właśnie ta opowieść najbardziej przekonuje. Lubię konkrety. I zie
mniaki.


Sprowadzona do parteru


Ukazała się jeden jedyny raz. 19 września 1846 roku. Przyszła w wyjątkowo pięknych okolicznościach przyrody. W Alpach we Francji. Ujrzało ją dwoje pastuszków. 15-letnia Melania Calvat i 11-letni Maksymin Girard. Dokładnie w tym wieku są moje starsze dzieci. Patrzę na nie i trochę się dziwię odgórnym decyzjom. Jak wielkie zaufanie ma Bóg, skoro z orędziem dla całego świata wysyła nieprzygotowanych, zbyt młodych, niewykształconych? 
Dzieci ujrzały kobietę, której piękno je onieśmielało. Siedziała wewnątrz jasnej kuli. Płakała. Twarz miała zakrytą dłońmi, a łokcie wsparte na kolanach. Z krzyża na jej piersiach biła niezwykła jasność.


Podejrzane La Salette? Głosy święcie oburzonych i nieustannie dmuchających na zimne świadczą jedynie o tym, jak bardzo nasze życie odkleiło się od tego, co zapowiada Biblia. Nie widzimy, że błogosławieństwo Boga nie jest literacką metaforą, abstrakcją, ale ma konkretny, dotykający życia wymiar: uzdrowienia czy zabezpieczenia finansowego. Jan Kowalski słysząc o tym, że „ziemniaki gniją, bo ludzie przeklinają”, łapie się za głowę lub rzuca ironiczne hasło mistrza ciętej riposty czy komentarz loży szyderców przypominający zgryźliwe wynurzenia dziadków z „Muppet Show”. Dlaczego? Bo nie zdaje sobie sprawy z tego, że nasze słowa mają moc, a przekleństwo skutecznie zatrzymuje strumień Bożej łaski. Jest tamą, wobec której szanujący naszą wolność Bóg staje bezradny.


Ksiądz Bohdan Dutko zna La Salette jak własną kieszeń. Po raz kolejny został redaktorem naczelnym „Posłańca Matki Boskiej Saletyńskiej”, właśnie wrócił z miesięcznego pobytu w tym alpejskim sanktuarium. – Najważniejsze przesłanie objawienia? Bóg kocha człowieka, a człowiek odwraca się od tej miłości, ma ją za nic – opowiada saletyn. – „Miłość nie jest kochana” – jak powtarzał św. Franciszek z Asyżu czy ks. Józef Tischner. To właśnie usłyszały dzieci, gdy ujrzały płaczącą Maryję. Był to czas wielkiego odstępstwa, negacji Boga i Kościoła. Matka Boska przychodząca do dzieci zadała cios w serce tego systemu. „Ostatni tego świata” spotykają Maryję i opowiadają rzeczy, które zawstydzają wielkich tego świata. Nic dziwnego, że były więzione, przekupywane, prześladowane. Nie znały się wcześniej. Spotkały się po raz pierwszy w czwartek i postanowiły, że w sobotę wyprowadzą krowy na jedną z górskich łąk. Tam spotkały Maryję. Odtąd nieustannie powtarzały to, co usłyszały na wzgórzu. 


– Pierwsi pielgrzymi, którzy przychodzili na miejsce objawienia, nazwali Maryję Pojednawczynią grzeszników – opowiada ks. Dutko. – Kim jest człowiek pojednany? To ktoś pogodzony z historią swego życia, błogosławiący, a nie przeklinający rzeczywistość. Nawet w najtrudniejszych chwilach, w momentach zawirowań. To jest klucz. Gdy w La Salette czytaliśmy w liturgii Bożą obietnicę: „a nawet jeśli matka zapomniałaby o tobie, ja nigdy nie zapomnę”, podeszła do mnie dziewczyna. Zaczęła opowiadać, że bardzo porusza ją to słowo. Jest adoptowana, nie zna swej rodzonej matki. Rozmawiałem z nią i widziałem, że była osobą pojednaną, potrafiącą uwielbić Boga w historii swego życia. Ostatnia niedzielna Ewangelia opowiada o tym, że uzdrowiony głuchoniemy zaczął „mówić prawidłowo”. Co to znaczy mówić prawidłowo? To znaczy błogosławić, a nie przeklinać. To sedno przesłania La Salette.

Mój znajomy (jedyny żywiciel rodziny, ojciec czworga dzieci) zachorował na raka. Po pierwszej, naturalnej fazie buntu nadeszła przemiana. Zaczął pokornie błogosławić Boga w tej chorobie. Ja jako kapłan robiłem to samo. Uwielbiałem Boga, błogosławiłem mego znajomego Najświętszym Sakramentem. Sytuacja skończyła się całkowitym uzdrowieniem. Nie przeklinaliśmy losu, ale jak podpowiada Psalm 34, w każdym położeniu błogosławiliśmy Boga. Maryja zapowiadała: „Gdy będziecie błogosławić, ziemniaki same się zasadzą”. Dla nas brzmi to jak niedorzeczność. A to rzeczywistość Biblii. Ludzie pytali mojego leżącego w szpitalu przyjaciela: „Skąd twoja rodzina ma pieniądze?”. Odpowiadał: „Nigdy nie mieli tylu pieniędzy co teraz. Bóg się o nas troszczy. Ludzie okazują się niezwykle hojni. Niczego nam nie brakuje”. Czyli używając terminologii La Salette: „ziemniaki same się zasadzały”. Bóg jest hojny.


Ściągaj niebo na ziemię


Jesteśmy synami królestwa, a naszym podstawowym zadaniem jest ściąganie nieba na ziemię, z wszelkimi konsekwencjami wynikającymi z tej rzeczywistości. „Bądź wola Twoja” – szepczemy, mając często w głowie czarny scenariusz. Szepczemy je z drżeniem, niepokojem, jakbyśmy wypowiadali zgodę na kolejne zawirowanie czy lokalne trzęsienie ziemi. Modlimy się, przypominając sobie kadry z „Ogniem i mieczem”, w których Jan Skrzetuski cedził tę deklarację przez zaciśnięte zęby. Tymczasem zwrot „bądź wola Twoja”, który jest dla nas zamkniętą literacką konstrukcją, to jedynie fragment, pierwsza część cytatu! Jezus zapytany przez uczniów o to, w jaki sposób mają się modlić, odpowiedział: „bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi” (dosł.: „Niech Twoja wola spełnia się na ziemi tak, jak w niebie”). Jezus modlił się: „Ojcze, niech na ziemi będzie tak jak w niebie”. I o tym właśnie przypominała w La Salette Maryja. Podpowiadała: nasze światy wzajemnie się przenikają, a słowa wypowiadane przez ludzi mają wpływ na prawa rządzące przyrodą. 
Gdy zobaczyła, że dzieci nie rozumieją francuskich wyrażeń… przeszła na gwarę z okolic Corps! Bóg pragnie być w najwyższym stopniu komunikatywny, zrozumiały, szuka relacji, tęskni, wychodzi naprzeciw. Schodzi do naszego poziomu, czyli, nie ukrywajmy, jest sprowadzony… do parteru. Królowa aniołów mówiąca po śląsku czy kaszubsku? Czemu nie? 
– Pan Bóg jest w najwyższym stopniu komunikatywny! – opowiadał mi dominikanin-arystokrata Joachim Badeni. – Wcielił się, stał się człowiekiem, mówił nawet konkretnym językiem – aramejskim. Pan Bóg mówił po ludzku! Z Faustyną rozmawiał po polsku. On jest bardzo przystępny.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Marcin Jakimowicz