Z brytyjskim historykiem Normanem Daviesem o żołnierzach Andersa, o tym, dlaczego generał wyprowadził armię ze Związku Sowieckiego, dlaczego zignorował rozkaz rządu polskiego w Londynie, czy był antysemitą i jakie były losy żołnierzy Andersa po zakończeniu wojny rozmawia Edward Kabiesz.
Edward Kabiesz: Pana książka, a właściwie bogato ilustrowany album „Szlak nadziei” opowiada dzieje żołnierzy armii gen. Władysława Andersa. Co kryje się pod określeniem armia Andersa? Czy dotyczy ono wszystkich żołnierzy polskich na Zachodzie?
Termin „armia Andersa” jest kontrowersyjny. Armia formalnie nigdy tak się nie nazywała. Ale prawdziwe nazwy są tak skomplikowane, że trudno je zapamiętać. W sierpniu 1941 roku wojsko, nad którym Anders objął dowództwo, nazywało się oficjalnie Polskimi Siłami Zbrojnymi w ZSRS. Po ewakuacji do Persji przemianowano je na Polskie Siły Zbrojne na Bliskim Wschodzie. Pod koniec 1943 roku w Palestynie, kiedy było wiadomo, że żołnierze zostaną wysłani do Włoch, stworzono II Polski Korpus, który został włączony do brytyjskiej 8 Armii, oraz 3 Korpus Polski, który miał pozostać na Bliskim Wschodzie.
Na okładce książki widnieje liczba 1334 dni. Skąd się wzięła?
Miałem inny pomysł na okładkę. Ta liczba obejmuje ilość dni od formacji armii w ZSRS do bitwy o Monte Cassino. Ale czy po Monte Cassino już nic nie było? Szlak bojowy armii jeszcze się tam nie skończył, a przecież książka opowiada o losach tych żołnierzy po zakończeniu wojny. Formalnie ta odyseja trwała do roku 1948. Ten album nie jest też nową biografią Andersa, ani książką o Monte Cassino. To jest książka o szlaku jaki ci żołnierze przebyli. Chciałem pokazać każdy etap tego szlaku i heroizm tych bardzo często nieznanych szarych ludzi. Musieli pokonać ogromne trudności, by dotrzeć do jego końca. Osobiście jestem pod wrażeniem Polaków, których poznałem 50 lat temu w Oxfordzie. Tam mieszkała cała grupa byłych żołnierzy z armii Andersa, a także rodzin, które przeżyły w ZSRS gehennę. Była tam np. pani Litewska, bohaterska kobieta, która straciła tam męża, miała czwórkę dzieci, został wywieziona i musiała przez dwa lata wędrować do Uzbekistanu, od kołchozu do kołchozu. Nie miała pieniędzy, a dzieci trzeba było przecież nakarmić. To był prawdziwy heroizm.
Dlaczego właśnie w Oxfordzie było tak wielu Polaków?
Wie pan, jak znajdzie się gdzieś jeden Polak, to szybko przybędą tam następni. Poza tym w tym mieście działał jeden z wydziałów Uniwersytetu Polskiego na Obczyźnie, chyba Wydział Prawa. Mieszkaliśmy w Oxfordzie i mieliśmy sąsiada, o którym piszę w książce. Kazimierz Michalski był sędzią przed wojną, gdzieś w Małopolsce wschodniej, przyjechał do Oxfordu w 1946 roku, a żeby utrzymać rodzinę pracował w fabryce pasty do butów. Miał pogrzeb w Polsce, zmarł w wieku 106 lat. Wielu ludzi z Polski, podobnie jako on, tak zaczynało swoje życie w Anglii.
Dlaczego Stalin zgodził się na wyjście armii Andersa z ZSRR w 1942 roku?
Niemcy ciągle byli w ofensywie. Sowieci nie byli w stanie zaopatrzyć takiej wielkiej armii. Sami widzieli, że nie dadzą rady. Ale główny powód był inny. Iran był pod okupacją anglo-sowiecką. Churchill nalegał na Stalina, by pozwolił na wyjście polskiej armii, bo wojsko potrzebne jest aliantom w Iraku. To było jeszcze przed Stalingradem, a Niemcy celowali na pola naftowe w Baku, później północny Irak i Iran. Dlatego wszyscy, Stalin, Churchill i Anders, zgodzili się, że najlepszym wyjściem jest Iran. Irańczycy nie mieli nic do powiedzenia.
Czy cała armia od razu ruszyła do Iranu?
To przejście dobywało się etapami. Rekrutacja do armii trwała do 1943 roku. Najpierw do Uzbekistanu, do Buzułuku, przeniósł się sztab. To był rok 1942. Do Uzbekistanu podążało tysiące ludzi. Ostatni transport wypłynął w marcu 1943 roku. W kwietniu wypłynęła sprawa katyńska, a Stalin zerwał stosunki z rządem polskim. Władze sowieckie znowu zaczęły ostrzej traktować Polaków.
Czy Anders ewakuował cywilów z ZSRS wbrew woli polskiego rządu?
Anders wystarał się u Stalina o zezwolenie na wyjazd z Uzbekistanu 40 tysięcy cywilów. Natomiast rząd w Londynie pisemnie mu tego zabronił. Anders tego rozkazu nie uwzględnił. Tłumaczył później, że nie wiedział o liście, w którym się znajdował. Wiedział, że jeżeli cywile nie wyjadą, to poumierają. Tam w Uzbekistanie ludzie umierali jak muchy. Jego priorytetem byli żołnierze, ich rodziny i dzieci.
Anders często nie zgadzał się z decyzjami rządu?
Był, wraz z Sosnkowskim, przeciwny decyzji o powstaniu warszawskim. Decyzja o powstaniu została podjęta w Londynie przez legalny rząd, a nie w Warszawie przez AK. Armia Krajowa wypełniła swój obowiązek w 110 procentach. Gabinet ministrów był podzielony w tej sprawie po połowie. To była przede wszystkim decyzja premiera Mikołajczyka. Anders nie był we władzach cywilnych, był wojskowym i nie miał żadnych możliwości decyzyjnych. Później, po wojnie rząd w Polsce, w którym znalazł się Mikołajczyk, przygotowywał spis polskich oficerów na Zachodzie, którzy mieliby ewentualnie stanąć przed sądem. To Mikołajczyk zaproponował, by mieścić Andersa na tym spisie. Pozbawiono ich, włącznie z Andersem, obywatelstwa, a Andersa sąd w Warszawie skazał zaocznie na karę śmierci. Oni się nie lubili. Anders uważał Mikołajczyka za słabego, niezdecydowanego polityka.