1208 skrzyń wypełnionych złotem II RP cudem wyrwano z rąk hitlerowców. We wrześniu 1939 r. ładunek opuścił Polskę. Co się z nim stało? W czasie, gdy w mediach trwa gorączka Złotego Pociągu III Rzeszy, warto przypomnieć sobie historię zaginionego transportu z polskim złotem.
Jest początek września 1939 r. Na Warszawę spadają niemieckie bomby. Luftwaffe atakuje bez litości z powietrza, a lądowe oddziały Wermachtu w błyskawicznym tempie przesuwają się wgłąb Polski. Rozpętana właśnie przez Hitlera wojna przebiega bardzo niepomyślnie dla broniącej się i znacznie słabszej militarnie Polski. Niemcy mają przewagę liczebną i sprzętową.
Gdy stało się jasne, że siły wroga wkrótce staną pod Warszawą zapadła decyzja o ewakuacji zgromadzonego w Banku Polskim złota do bezpiecznej w tym czasie Francji. A było co ratować: w sierpniu 1939 r. Bank Polski dysponował kruszcem o łącznej wartości 463,6 mln ówczesnych zł. W sumie było to około 95 ton złota w postaci sztab i monet. Około jednej piątej tego skarbu (mniej więcej 20 ton) już przed wojną zostało zdeponowane za granicą - głównie we Francji, Szwajcarii, USA i Anglii. Zanim Niemcy zaatakowały Polskę istniały pomysły, by całość skarbu przechowywać zagranicą, jednak nie było na to zgody ze strony ówczesnego premiera Składkowskiego i generalnego inspektora Sił Zbrojnych Edwarda Rydza-Śmigłego. Reszta polskiego złota w dniu wybuchu wojny była przechowywana w skarbcach w Warszawie (ok 38 ton) oraz w Lublinie, Brześciu nad Bugiem, Siedlcach i Zamościu (w sumie 37 ton).
Już na początku ewakuacji pojawiły się trudności: większość ciężarówek była używana przez wojsko. W tej sytuacji pierwszy transport został przewieziony 4 września do Brześcia autobusami Państwowej Wytwórni papierów Wartościowych. Następnie całość polskiego złota udało się skoncentrować na dworcu kolejowym w Śniatyniu, tuż przy granicy z Rumunią. Był wieczór, 13 września. Nocą skarb eskortowany przez Ignacego Matuszewskiego i Adama Koca oraz Henryka Floyar-Rajchmana oraz uzbrojonych strażników bankowych został załadowany do 1208 skrzyń, którymi wypełniono 9 wagonów towarowego pociągu. Ten polski "złoty pociąg" wyruszył do rumuńskiego portu nad Morzem Czarnym - Konstancy.
Niemcy szybko odkryli fortel Polaków. Ambasador III Rzeszy próbował wywrzeć na rumuńskich władzach wydanie transportu z polskim skarbem. Jednak minister spraw zagranicznych Rumunii zagrał na czas, odpowiedział, że o złotym konwoju nic nie wie i zobowiązał się do przeprowadzenia śledztwa w tej sprawie. W międzyczasie - dzięki pomocy brytyjskiego konsula - skrzynie ze złotem (za wyjątkiem czterech ton, które przewieziono do Bukaresztu) załadowano na brytyjski tankowiec "Eocene", który przetransportował je do Stambułu. To jednak był dopiero początek wielkiej wędrówki złota II RP.
Wojciech Teister