Platforma Obywatelska przypomina dziś drużynę piłkarską, w której na boisko wybiega więcej obcokrajowców niż własnych obywateli.
04.09.2015 10:50 GOSC.PL
Arłukowicz, Dorn, Kamiński, Kluzik-Rostkowska, Napieralski… Te jeszcze kilka lat temu ważne nazwiska opozycji teraz firmują obóz władzy. Gilowska, Godson, Gowin, Piskorski, Rokita, Śpiewak – politycy, którzy PO stworzyli, albo nadawali tej partii rozpoznawalny styl, grają już w innych klubach lub zmienili dyscyplinę sportową.
W piłce nożnej transfery służą podniesieniu jakości gry drużyny. Kupuje się graczy lepszych, sprzedaje gorszych. Choć akurat w polskiej lidze bywa na odwrót. Nawet Legia, Lech czy Wisła chętnie pozbywają się swoich najzdolniejszych wychowanków, a w ich miejsce - z przeceny i na wyprzedażach - kupują graczy od konkurencji. Platforma przy konstruowaniu list wyborczych i zatrudnianiu ministrów stosuje taką właśnie taktykę.
Ciężki jest dziś los ligowego kibica. Nie chodzi nawet o gorzki smak porażek, ale o to, że coraz trudniej przychodzi mu identyfikować się ze „swoją” drużyną. No bo jaka ona tam moja! Chłopaków z sąsiedniego podwórka masowo zastępują najemnicy. Niby kolor koszulek się zgadza, logo też, ale ta ciągła karuzela nazwisk. … Nie sposób się przyzwyczaić. Zwłaszcza, gdy w naszych barwach zaczyna grać ten melepeta, o którym śpiewało się wulgarne przyśpiewki, albo ten drugi, którego każde dojście do piłki witało na naszym stadionie chóralne: „buuuuu”!
Dysonans poznawczy i dyskomfort psychiczny – to standardowa diagnoza przeciętnego szalikowca polskiego klubu. Jak sobie z tym problemem radzi? Skupia się nie na swoich, ale na wrogu. To stały punkt oparcia w zmienności świata tego. Cracovia zawsze będzie miała swoją Wisłę, Ruch – Górnika, a Lechia – Arkę. Jest się więc czego trzymać. Dlatego na coraz piękniejszych stadionach ligowych coraz trudniej usłyszeć kulturalny doping dla swoich, za to bujnie rozkwita repertuar chamskich przyśpiewek poświęconych klubowi, z którym mamy historyczną „kosę”.
Na tę prawidłowość stawia od dawna Platforma Obywatelska. Nie wymaga już od swoich kibiców dopingu, miłości do barw klubowych, kolekcjonowania kart z wizerunkami czołowych graczy. Wystarczy, by wyborcy byli dobrze nakręceni przeciw drużynie przeciwnej. Temu służą konwencje, wystąpienia, spoty. Nic tak bowiem nie jednoczy, jak stary, sprawdzony wróg.
A tym, co mają wątpliwości czy na długo starczy tego paliwa, dedykuję cytat ze starej piosenki w wykonaniu Wiesława Gołasa: „Jak by nam kiedyś tego zabrakło…. Nie, nie zabraknie!”.
Piotr Legutko