„Podczas międzynarodowej konferencji rozpocząłem swój wykład od słów: «witam przyszłe zwłoki». Usłyszałem potem, że takiego szoku jeszcze ci naukowcy nie przeżyli i jak można się witać w taki sposób” – wspomina ks. prof. Piotr Morciniec z Uniwersytetu Opolskiego.
W mediach pojawiają się drastyczne obrazy martwych ciał i wydaje się, że jesteśmy oswojeni ze śmiercią. Czy śmierć nadal jest tematem tabu?
Śmierć staje się coraz bardziej tematem tabu. Im więcej się jej na ekranach pojawia, tym bardziej się jej obawiamy. Od czasów, gdy przestaliśmy widzieć prawdziwego trupa, bo mało kto umiera w domu, a w szpitalach już umierający leży za parawanem, tabuizacja śmierci postępuje. Żeby wypełnić tę lukę, media epatują śmiercią. Jeśli coś jest nieznane, trzeba to oswoić, zobaczyć. W związku z tym zwłoki budzą zainteresowanie. Na zajęcia akademickie dotyczące martwych ciał łatwo zgromadzić komplet słuchaczy, a wystawy splastynowanych zwłok odwiedzają miliony zwiedzających. Poza nieuzasadnionym eksponowaniem martwych ciał ludzkich wystawy te budzą kontrowersje, bo przynajmniej część ciał pochodzi z Chin od osób, które nie wyraziły na taką profanację zgody, np. od skazanych więźniów sumienia. Splastynowane zwłoki są nagie, z odkrytymi genitaliami, w nienaturalnych pozach, bez szacunku także dla ekshibicjonistycznie prezentowanej macicy z płodem.
Zostałem poproszony o opinię biegłego dotyczącą krakowskiej wystawy „The Human Body Exhibition” w 2013 roku. Widziałem tam szkolne wycieczki dzieci i młodzieży. Młodzi reagowali skrajnie – od chichotu, przez dowcipy, niezręczność, aż do przyglądania się w skupieniu. Wystawione zwłoki pozbawione były całkowicie intymności. Dla mnie tak wygląda totalna dehumanizacja ciała. W samej Japonii podobne ekspozycje obejrzało ponad 10 mln ludzi. Gunther von Hagens, wynalazca metody plastynacji polegającej na zastąpieniu ciekłym i utwardzalnym plastikiem wszystkich płynów ustrojowych w organizmie, przygotował cykl wystaw, na które składa się kilkaset eksponatów z ludzkich zwłok. Wielomilionowe tłumy oglądających sprawiły, że ten intratny nekrobiznes przyniósł ogromne dochody. Zainteresowanie wystawami jest spore, bo eksponaty wyglądają realistycznie, zachowały kolory, nie mają trupiej bladości, znaków rozkładu – są to takie właśnie „estetyczne zwłoki”, które nie straszą.
Nie mając kontaktu ze śmiercią, próbujemy ją oswoić, stąd uwielbiamy filmy z żywymi trupami. Zmarły niedawno Plastynator, jak nazywano Gunthera von Hagensa, mówił, że to on daje „prawdziwą nieśmiertelność”, skoro splastynowane zwłoki są niezniszczalne, bo zawierają tyle plastiku, że ze względu na ochronę środowiska nie można ich palić. Prokuratura niemiecka zakwalifikowała je jako „specjalny odpad”, potwierdzając jedynie totalne odczłowieczenie eksponatów, które były ciałami zmarłych.
Ludzie fascynują się czy boją śmierci?
Próbujemy pielęgnować złudzenie, że oswoiliśmy się ze śmiercią, ale de facto każde ze spotkań z wirtualnymi lub plastynowanymi zwłokami niczego do naszego poznania nie wnosi, bo nie mamy do czynienia z realnym zmarłym. A horrory tylko ten strach potęgują. Lęk przed śmiercią wcale nie jest oswojony. Wobec tajemnicy śmierci człowiek zostaje coraz bardziej bezradny. Ponadto, jeżeli współczesny człowiek neguje prawdę o zmartwychwstaniu ciała, to musi znaleźć jakiś surogat, bo nie chce pogodzić się z tym, że śmierć stanowi koniec.
Dawniej umierało się w gronie rodzinnym, przy zapalonej gromnicy, modlitwie. Trumna ze zwłokami przebywała co najmniej jedną noc w domu zmarłego, aby wszyscy mogli się z nim pożegnać. Dziś śmierć staje się bardziej obca. Pogrzeb zaczyna się w kaplicy przedpogrzebowej lub kostnicy. Czy to niepokojące zjawisko?
Nawet jeśli ktoś umiera w domu, to rodzina od razu dzwoni do zakładu pogrzebowego, bo chce się jak najszybciej „pozbyć” zwłok z domu. Pracownicy kostnic mówią, że nawet w środku nocy odbierają telefony typu: „proszę to zabrać”. Jeszcze pół godziny wcześniej był to ukochany człowiek, a po śmierci już tylko „to”. Takie podejście do śmierci doprowadzi nas do szamańsko-magicznych praktyk, które już są obecne w zachodniej Europie. Jeśli nie ma zaplecza światopoglądowego, które podpowiada, że śmierć jest przejściem do wieczności, to trzeba założyć jakąś protezę. A protezy bywają bardzo różne: w Stanach Zjednoczonych nie dziwią już prochy dziadka na kominku czy diament na palcu wyprodukowany ze zwłok. Dodajmy, że firmy wytwarzania takich diamentów działają już także w Polsce.