Gwałtownicy do królestwa!

O desperackim czekaniu na uzdrowienie i zapłaconym rachunku z Marcinem Zielińskim rozmawia Marcin Jakimowicz
.

Marcin Jakimowicz: Zaczniemy od upalnych klimatów. Cała rodzina rusza na plażę, tylko Marcin Zieliński zostaje w pensjonacie…


Marcin Zieliński: Wiem, do czego zmierzasz. (śmiech) W 2009 roku pojechaliśmy z rodziną do Karwieńskich Błot. To było dwa lata po moim nawróceniu. Miałem wtedy nieprawdopodobny głód obecności Boga. Żywe pragnienie, by wszędzie, gdzie będę spacerował, Bóg dotykał ludzi. Postanowiłem sobie, że każdego dnia zarezerwuję sporo czasu na modlitwę i zanim ruszę nad morze, spędzę czas z Bogiem.


I modliłeś się, żeby przy okazji lało, by łatwiej było wytrwać w czterech ścianach…


Nie. (śmiech) Cieszyłem się, że rodzina szła na plażę, bo w pokoju było więcej spokoju. Zostawałem sam. Czytałem słowo Boże, puszczałem pieśni chwały, uwielbiałem Boga. Przez półtorej godziny. Płonąłem. Pamiętam, że miałem nieprawdopodobną tęsknotę w sercu. „Boże – wołałem – chcę, żebyś mnie używał, uzdrawiał przeze mnie innych, oddaję się Tobie do dyspozycji”. Modliłem się nad ludźmi i… nie widziałem żadnych owoców. Nic się nie działo. To rodziło frustracje.


Ale nie zmieniłeś tematu?


Nie zmieniłem. Zostawałem w pokoju i przesiąkałem Bożą obecnością. 


Ludzie z zewnątrz to zauważali?


Wydawało mi się, że nie. I to było frustrujące. 


To problem każdego. Czytasz, że Jezus nikomu nie powiedział: „Zaakceptuj swą chorobę”, o tym, że „uzdrawiał wszystkich”, a potem modlisz się za chorych i… nie widzisz żadnego przełomu.


Łatwo się zniechęcić, zrezygnować, powiedzieć: „Trudno, taka jest wola Boża”. Ostatniego dnia tych wakacji dowiedziałem się, że szefowa pensjonatu miała poważny problem z opuchniętą kostką. Czy można wyobrazić sobie lepszy punkt wyjścia do opowieści o Jezusie? (śmiech) Gdy tylko o tym usłyszałem, zaatakowałem. Rodzina była już spakowana, ale poprosiłem: „Poczekajcie chwilę”. I podszedłem do szefowej pensjonatu. Spytałem: „Mogę się pomodlić? Wierzę, że Pan Jezus uzdrawia”. Zgodziła się. Pomodliłem się. Po jakimś czasie, już po moim wyjeździe, wysłała mi SMS-a. Do tej pory nie działały żadne tabletki, a od razu po modlitwie opuchlizna zeszła. To dodało mi skrzydeł. Gdy po roku pojechaliśmy do tego samego pensjonatu, opowiedziałem tej kobiecie Dobrą Nowinę. W czasie ogniska dzieliłem się z wczasowiczami Ewangelią…


« 1 2 3 4 5 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI: