O desperackim czekaniu na uzdrowienie i zapłaconym rachunku z Marcinem Zielińskim rozmawia Marcin Jakimowicz .
Wracasz z kolejnych rekolekcji. Nie spoglądasz w lustro, szczerząc ząbki: no, ma się tych parę charyzmatów?
Nie. Staram się zrobić swoje. Ogłosić Dobrą Nowinę, stojąc w autorytecie Jezusa wydać rozkaz chorobom i zniknąć ze sceny. Gdy słyszę od sceptyków: znaki i cuda nie są potrzebne, mówię: „Gdybyście zobaczyli te tysiące ludzi, którzy widzą cud. Jak bardzo wzrasta ich wiara, w jaki sposób zaczynają uwielbiać Boga, jak wracają do życia sakramentalnego, nie mówilibyście z taką łatwością podobnych rzeczy”. Ostatnio na Litwie zaproszono mnie do więzienia. Miałem spotkanie z 40 więźniami. Nie było tłumacza, więc musiałem mówić po angielsku. Zaryzykowałem. Podjąłem to wyzwanie… Aż 38 więźniów oddało życie Jezusowi. Modląc się za nich, czułem tak ogromną miłość Boga, że powiedziałem: nie macie nawet pojęcia, jak bardzo On was kocha.
Przez ponad cztery lata modliłeś się o uzdrowienie, nie widząc żadnych owoców. Kiedy nastąpił przełom?
To było kilkaset metrów stąd, za moim blokiem, w moim byłym gimnazjum. (śmiech) Poszedłem do niego w sprawach związanych z pracą. Zacząłem rozmawiać z woźną. Zauważyłem, że nosi na palcu pierścień Atlantów. Powiedziałem: „Wierzę, że nie musi pani tego nosić. Naszym szczęściem jest Jezus. To On uzdrawia” I zacząłem opowiadać o spotkaniach naszej wspólnoty. Odpowiedziała: „Dobrze, może kiedyś do was przyjdę”. Jeśli ktoś tak mówi, to wiadomo, że nie przyjdzie. (śmiech) „A mogę się teraz pomodlić?” – zaproponowałem. Zgodziła się. Miała chory kręgosłup i lędźwie. Powiedziałem krótko: „W imieniu Jezusa nakazuję temu bólowi, by ustąpił i więcej nie wracał”. Spytałem: „Czy coś pani poczuła?” „Tak!” – zawołała – czułam ciepło, jakby ktoś przyłożył mi rozpalone żelazko”. A potem wstała i zaczęła wyginać się na wszystkie strony. Ból zniknął. Mam to nagrane na filmie, więc wszystko można zweryfikować. Miała zgrubienie na karku, które… zniknęło. Powiedziała: „To ja lecę po Krysię!”, i pobiegła po koleżankę. Zdjęła pierścień Atlantów i odłożyła ten amulet. Byłem tym tak podekscytowany, że zacząłem dzwonić do przyjaciół. Przez pół roku wiele razy rozmawiałem z tą kobietą i pytałem, czy to jest trwałe. Odpowiadała, że tak. Ból już nie wrócił.