O niepozornym zdarzeniu na Podhalu, które miało nieprawdopodobny wpływ na polski Kościół, z Markiem Nowickim rozmawia Marcin Jakimowicz.
Minął rok. 30 czerwca 1976 r. władze zorganizowały wiece potępiające „warchołów” z Ursusa i Radomia i popierające towarzysza Gierka. A młodzież znów ruszyła na rekolekcje…
Na turnusach w Murzasichlu pojawiły się opisane przez św. Pawła dary epifanijne. Duch przyszedł z jeszcze większą mocą. Zaczął przeobrażać oazy. Młodzi prorokowali, śpiewali w językach. Ks. Blachnicki z całą stanowczością i odpowiedzialnością zawyrokował: to jest od Boga. Potwierdzał to też ks. Marian Piątkowski, który sam rok wcześniej (w 1975 r.) w Krościenku złożył niezwykle mocne świadectwo o tym, jak przeżył w Rzymie chrzest w Duchu Świętym. Ks. Blachnicki widział sprawy jasno: mamy do czynienia z bardzo silnym wylaniem Ducha Świętego. W Kościele nad Wisłą pojawił się nowy powiew, nastąpiło przebudzenie modlitewne. Ludzie wracali z rekolekcji oazowych przemienieni, z nieznanym dotąd żarem.
Ks. Peter Hocken twierdzi, że Ruch Światło–Życie był największym przebudzeniem duchowym w powojennej Europie. Wszystkie te przebudzenia miały wspólny mianownik: zaczynały się od jednej osoby, jednego Bożego szaleńca, który zaczął płonąć. Desperacko szukałkrólestwa, dniem i nocą wołał o ogień.
Tak to działa. (śmiech) Lista takich przełomów jest bardzo długa. Wystarczy wspomnieć papieża Leona XIII, który już na początku XX w. wołał o Boży ogień dla Kościoła, o nowe wylanie Jego łask. To zapomniane historie. My zazwyczaj powołujemy się na Sobór Watykański II, a przecież on nie wziął się z niczego, nie powstał w próżni. W Kościele jest wspaniała kontynuacja apostolska, ciągłość. Ks. Blachnicki był prorokiem. Nie wiem, co by się stało, gdyby przed 40 laty nie podjął pewnych decyzji. To nie był teoretyk! W 1978 r. sam ruszył do Stanów Zjednoczonych, by zetknąć się z tamtejszą Odnową Charyzmatyczną. W 1980 r. na rekolekcjach dla pań ze Wspólnoty Niepokalanej Matki Kościoła w Gorzkowie, opowiadając o Odnowie w Duchu Świętym, z błyskiem w oku rzucił: „A u nas się to zaczęło w Murzasichlu!”.
Ks. Andrzej Grefkowicz, porównując doświadczenie Murzasichla do tego, co wydarzyło się w 1901 r. w Topeka (początek Kościoła zielonoświątkowego) czy w lutym 1967 r. w Pittsburgu (charyzmatyczne przebudzenie w Kościele katolickim), stwierdził, że miały one wspólny mianownik. Nad ludźmi, którzy doświadczyli nowego duchowego poruszenia, nikt się nie modlił! To oni bardzo mocno pragnęli Ducha, wołali o Niego, tęsknili za Jego przyjściem. A On nie mógł nie odpowiedzieć.
Jan Kowalski nie łączy wydarzeń w podhalańskiej wsi z upadkiem muru berlińskiego…
A ks. Blachnicki wiedział, że to właśnie doświadczenie duchowe jest w stanie przeobrazić Polskę. To świadczy o jego prorockiej intuicji. Byliśmy w kleszczach totalitarnego państwa, w kraju stacjonowały wojska sowieckie, słowo „wolność” było jedynie pustym sloganem, a ks. Franciszek wołał: „Teraz jest czas łaski. Teraz!”. Komunizm zaczął się rozpadać właśnie w latach 70. Służba Bezpieczeństwa lekceważyła duchowe doświadczenia oazowiczów. „To rodzaj jakiejś młodzieżowej histerii” – uważano. A one właśnie – jak pokazuje czas – okazały się ważne dla Kościoła.