– Jakiego systemu wyborczego chcą Polacy? – pyta CBOS. – Nie mamy zielonego pojęcia o systemach wyborczych – odpowiadają Polacy.
01.07.2015 16:01 GOSC.PL
Centrum Badania Opinii Społecznych przeprowadziło sondaż, który miał zbadać podejście Polaków do obecnego systemu wyborczego – jak i alternatyw wobec niego. Przede wszystkim chodziło o podejście do jednomandatowych okręgów wyborczych, bo w trakcie zbliżającego się referendum władze chcą nas spytać właśnie o to, czy chcemy wybierać posłów w JOWach.
Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że większość ankietowanych chce JOW-ów: mając do wyboru głosowanie większościowe, proporcjonalne lub mieszane, w 35 proc. popierają większościowe. Także pytani o to, czy w jednym okręgu ma być wybierany jeden poseł, 52 proc. ankietowanych odpowiada „zdecydowanie popieram” lub „raczej popieram”.
Gdy jednak przeanalizujemy inne zadane pytania, okaże się, że ci, którzy wzięli udział w badaniu, tak naprawdę wolą inne systemy głosowania. 45 proc. ankietowanych chciałoby głosować na więcej, niż jednego kandydata – co zasadniczo kłóci się z ideą JOW-ów. 58 proc. chciałoby także, by w wyborach obowiązywały takie zasady, które pozwalałyby zdobyć mandaty zarówno dużym, jak i małym komitetom – co prawda głosowanie większościowe nie przekreśla takiej ewentualności, jednak ze swej natury są one bardziej korzystne dla większych ugrupowań, na co wskazują zresztą wyniki elekcji w Wielkiej Brytanii czy USA.
Najbardziej zaskakuje jednak to, że ci sami ankietowani potrafią jednocześnie być za, a nawet przeciw JOW-om. Przykładowo co trzeci zwolennik jednomandatowych okręgów wyborczych chciałby wybierać kilku posłów w okręgu – podobnie jak co trzeci przeciwnik JOW-ów chciałby wybierać posłów w okręgach… jednomandatowych. Czyżby byli to zwolennicy jakichś nowatorskich rozwiązań typu wielomandatowe okręgi jednomandatowe? W żadnym razie: ci ludzie po prostu nie mają zielonego pojęcia, czym charakteryzują się poszczególne systemy wyborcze, nie mówiąc już o tym, jakiego systemu wyborczego by chcieli. I trudno im się dziwić – są to technicznie dość zawiłe kwestie, których często sami kandydaci nie rozumieją.
Analiza wyborów do senatu w 2007 roku, opisana przez socjologa Jarosława Flisa w jego książce „Złudzenia wyboru” pokazuje, że mimo upływu 18 lat od pierwszych po II wojnie światowej wyborów do senatu ludzie wielu wyborców nie potrafiło zapamiętać, że dysponuje więcej, niż jednym głosem. Co więcej, na wynik wyborów spory wpływ miało to… na którą literę alfabetu zaczyna się nazwisko kandydata. A mieliśmy wtedy dość prostą ordynację.
Dlatego zanim zaczniemy majstrować przy systemie wyborczym, niech ludzie najpierw załapią, na czym polega aktualny – i, przykładowo, gdy karta do głosowania ma formę broszurki, nie stawiają krzyżyków na każdej z jej stron, jak to miało miejsce podczas ostatnich wyborów samorządowych. W tym kontekście prostota JOW-ów wcale nie przemawia na ich rzecz, bowiem za tym, że ludzie nie rozumieją istoty systemu wyborczego, idzie także nieświadomość realnych korzyści i zagrożeń z nimi związanych. A ryzyko jest spore, zwłaszcza w zatomizowanym społeczeństwie i państwie, w których łapę na władzy lokalnej często trzymają regionalne oligarchie polityczno-biznesowe.
Stefan Sękowski